wtorek, 10 stycznia 2017

Rozdział 5

Z upływem czasu coraz bardziej żałowałam, że spotkałam się z Nathanem. Tylko i wyłącznie przez niego znowu zaczęłam ćpać, a na dodatek zaczynają wracać wspomnienia z czasów, gdy byliśmy razem. Nie mogę też zapomnieć o strachu, który towarzyszy mi przy spotkaniach z nim. Może właśnie ten strach mnie do niego ciągle przyciąga? Uśmiechnęłam się, patrząc na ścianę i zobaczyłam, jak Nathan siada naprzeciwko mnie. Nie zmienił się ani trochę. Chociażby włosy miał tak samo zmierzwione, nie mówiąc już o jego dobrze umięśnionym ciele.
-Wiesz Em, spotkaliśmy się już po raz kolejny, ale nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, co się stało.
-Bo nie ma  o czym?-mruknęłam.
-Jest. Zachowałem się jak świnia. Nie powinienem Cię zostawiać w takim momencie, a co najważniejsze, nie powinienem Cię tak poniżyć, jak to zrobiłem.
-Mógłbyś się zamknąć! Nie chcę do tego wracać!
-Ale ja muszę, bo inaczej nigdy tego nie powiem. Przepraszam Cię za to. W czasie tego wyjazdu nieraz o Tobie myślałem i o tym...
-Nie kłam mnie-zmarszczyłam brwi, przez co i chłopak zaczął się denerwować. W momencie gdy jestem pod wypływem jakichkolwiek środków, moja odwaga znacznie wzrasta, co powoduje totalny brak samokontroli nad słowami.-Z mojej strony wygląda to tak, że starasz się mnie znowu omamić, żebym do Ciebie wróciła. Wal się-syknęłam.
-Skoro nic już ode mnie nie chcesz, to po co ciągle tu przychodzisz?-uśmiechnął się.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W mojej głowie nagle zrobiła się totalna pustka, która nie wróżyła nic dobrego, przez co wstałam i skierowałam się w stronę drzwi, by wyjść z pokoju. Uciekanie od problemu-sposób Em. Bolała mnie dosłownie każda część ciała, nie mówiąc już o uczuciu, które łączyło złość i smutek. Nim zdążyłam pchnąć drzwi, ręka Nathana znowu je zatrzasnęła, co wywołało trzask.
-Sama sobie przeczysz-powiedział, a ja poczułam, że gdzieś to już poczułam. Wkurzyłam się, przez co moja ręka spotkała się z ciałem chłopaka, który nie wiedział, co właściwie chcę zrobić. Uśmiechnęłam się widząc, jak mnie puszcza, jednak jedno jego spojrzenie sprawiło, że przestałam czuć się tak pewnie. Nie pamiętałam już ani jednej miłej chwili, a widziałam każdą, która jeszcze niedawno doprowadzała mnie do łez.-Jeśli już się uspokoiłaś, to posłuchaj-mruknął, podchodząc.
-Nie, ja nie chcę znowu...
-Nic Ci już nie zrobię, obiecuję-szepnął, unosząc mój podbródek do góry. Spojrzałam prosto w oczy chłopaka, które starały się, mnie rozszyfrować.-Nadal Cię kocham, Em.
Na ułamek sekundy spuściłam wzrok na usta chłopaka, jednak po chwili się opanowałam. Co ja ze sobą robię. Spławiam Zayna, jak tylko mogę, a wracam do Nathana? Chłopak przybliżył swoją twarz do mojej i gdy nie widział zaprzeczenia z mojej strony, zrobił ten ostatni krok, łącząc nasze usta. Nathan od zawsze umiał nieziemsko całować, sprawiając, że zapominałam o wszystkim, co się dzieje dookoła. Mruknęłam sama do siebie, nie myśląc o tym, że też to słyszy, jednak i tak w tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Biorę to jako odpowiedź-uśmiechnął się.
Zdezorientowana poszłam za chłopakiem na dół, nie sądząc, że osoba, którą zobaczę, będzie ostatnią osobą, której teraz chcę patrzeć w oczy. W tej samej chwili co zeszłam z ostatniego stopnia, usłyszałam niski głos, który spowodował wyrzuty sumienia. Czuję się, jakbym zdradziła Malika, mimo że nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy.
-Nie powinnam tego czuć, nie jestem z nim-szepnęłam do siebie, odwracając się.
-Em, co Ty tu robisz?!-podniesiony głos Zayna dotarł do moich uszu.
-Wy się znacie?-Nathan spojrzał na Zayna, który chamsko się uśmiechnął. Był zły i starał się to ukryć.
-To ta sama dziewczyna, o której Ci tyle mówiłem, ale zastanawiam się, co ona tu do cholery robi.
-Spokojnie-chłopak, odrzucił poduszki z kanapy, robiąc miejsce dla Zayna, który ciągle wbijał we mnie swoje spojrzenie.-Z Em miałem kontakt jako małe dziecko, więc pomyślałem, żeby go odnowić.
-Odnowić przez ćpanie?-warknął.-Widzę, że ona coś brała. Ostatni raz dałeś jej cokolwiek, a Ty chyba zapomniałaś, że dzisiaj miałaś być gotowa, nim przyjadę. Nie wierzę, że Cię tu znalazłem i to jeszcze pod wpływem-chłopak złapał moje policzki, by spojrzeć mi w oczy, przez co od razu strzepnęłam jego rękę.
-Nie drzyj się na mnie, głowa mnie boli.
-Nie obchodzi mnie to. Poczuj skutki swojego zachowania. Pamiętasz, co Ci obiecałem, jeśli choć raz mnie nie posłuchasz?! Miałaś być gotowa w domu!
-To zrób znowu to samo!-krzyknęłam, starając się patrzeć ciągle na Zayna.-Nie będę się z Tobą spotykała, jeśli wiem, że najpierw mówisz mi głupie i nic nie znaczące słowa, a później idziesz zaliczyć jakąś dziewczynę. Jak mam się czuć?-wyrzuciłam z siebie, omijając go.
-Em!-krzyknął na mnie, chcąc mnie zatrzymać, jednak ja nawet nie pomyślałam o tym, by się chociaż odwrócić.-Ja ją kiedyś zabiję-sfrustrowany głos Zayna rozbiegł się po domu.
Wiedziałam, że Nathan pewnie zatrzymał Malika, więc wyszłam do ogrodu, żeby się odstresować. Potrzebuję rozmowy z Alex, bo to wszystko mnie dosłownie przerasta. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie mnie zwyzywa, ale w tym momencie mi to wisi.
-Hej-rzuciłam zrezygnowana do swojego telefonu, wiedząc, że z drugiej strony jest Alex.
-Co się stało?-spytała niemal od razu.
-Zrobiłam coś, czego nie powinnam, ale nie spodziewałam się, że tak się wszystko potoczy.
-Powiem Ci, że mnie teraz zaskoczyłaś-zaśmiała się.-Mów, o co chodzi.
-Spotkałam Nathana po jego powrocie i od tamtego czasu jakbym znowu się z nim spotykała. Zaczęłam brać, ale proszę Cię, nie mów nikomu, mam to pod kontrolą. Najgorsze jest to, że dzisiaj nie pohamowałam się w porę i skończyło się na tym, że całowałam się z Nathanem. Teraz Zayn prawdopodobnie wymyśla dla mnie zemstę za to, że mnie tu znalazł.
-Czy on wie, że wy...no wiesz...
-Nie wie i niech tak zostanie-jęknęłam.
-Em, jesteś zjebana-odparła z pewnością w głosie, co mnie nie pocieszyło.
-A może coś więcej?
-Wiesz dobrze, że nienawidzę Nathana za to, co zrobił. Zataczasz coraz większe koło, a oni są za blisko siebie, żeby nie zauważyć, co robisz. Zayn się w końcu dowie i wtedy będziesz dopiero wiedziała, co to wyrzuty sumienia, Em!
-Ty tak mówisz, ale on mnie przeprosił. Może naprawdę mu przykro, za to co się stało.
-Do cholery, nie pamiętasz, co się działo?! Em opamiętaj się, proszę Cię i za żadne skarby nie wchodź w nic z Nathanem. Daj szansę choremu i egoistycznemu Malikowi, ale nie jemu.
-Zayna nie znasz tym bardziej, więc skąd możesz wiedzieć, że nie jest taki sam?-spytałam, jednak nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, zobaczyłam jak szatyn wychodzi z domu.-Alex, muszę kończyć. Pogadamy później-szybko mruknęłam.
Chłopak nie zwracał na mnie uwagi, stukając w ekran od telefonu. Było to dosyć denerwujące, bo prócz wystukiwanych liter między nami panowała totalna cisza. Wsiadłam za chłopakiem do samochodu, po czym zapięłam pas i w spokoju zaczęłam kreślić kółka na udzie. Całowałam się z Nathanem, a teraz mam patrzeć prosto w oczy Zayna. Zaraz zwymiotuje. W końcu wsunął sprawnie telefon w kieszeń i na mnie spojrzał, gdy ja udawałam, że tego nie widzę.
-Jesteś zazdrosna, że podobno sypiam z innymi, ale mówisz, że nie jesteś moją dziewczyną, czy to nie jest śmieszne?-spytał, opierając ręce na kierownicy.
-Jestem kurewsko wściekła tym, jak rozumiesz pojęcie związek. To nie dzieje się przez godzinę. Dla Ciebie to szacunek dla dziewczyny, gdy jesteś w jej towarzystwie. Później możesz robić, co chcesz, jakbyś nie wiedział, co to pohamowanie. I nie jestem o Ciebie zazdrosna! Przychodzisz do mnie, spotykamy się, ale gdy wybije godzina osiemnasta, uciekasz. Wtedy ja znikam.
-Gdybym miał zostać na noc i tak byś nie chciała spać ze mną, więc gdzie problem?
Zayn zapalił samochód, po czym wyjechał na główną ulicę. Nie odpowiedziałam mu już na ostatnie zdanie, bo nie chciałam się z nim kłócić, ale czułam się źle, wiedząc, że i tak moje słowa na niego nie wpłyną. Spojrzałam ukradkiem na chłopaka, który w tej samej chwili skierował na mnie swój wzrok. Zaśmiałam się sama do siebie, widząc, jak Zayn się uśmiechnął. Uwielbiam jego uśmiech i ten głupi, cwaniacki śmiech.
-Gdzie jedziemy?-spytałam.
-Plaża.
-Nie będę się kąpała-westchnęłam.
-Nikt Ci nie każe-stwierdził, wzdrygając ramionami.
Nienawidzę tego stanu, że ostatnio coraz bardziej kocham towarzystwo Zayna, nawet gdy wiem, że dzień zakończy się kłótnia. Kolejną rozterką jest to, jak się czuję. On mnie wykorzystuje, a ja nic nie umiem z tym zrobić. Potrafię się na niego wściec, ale po chwili mi przechodzi, jakby nic się nigdy nie stało. A on? On nawet nie zdaje sobie sprawy ze słów, które kieruje w moją stronę. Gdy dojechaliśmy na miejsce, nie czekałam na Zayna, a od razu poszłam na plażę, bo właściwie spodobał mi się pomysł spędzenia tu reszty dnia z chłopakiem.
-Siadamy tu-powiedziałam.
-Jak sobie życzysz.
Zdjęłam buty i kurtkę, by rzucić je na bok i usiadłam, podkurczając nogi. Zayn dołączył do mnie, jednak zauważyłam, że zrobił się jakiś zamyślony. Chwilę na niego patrzyłam, aż w końcu zaczęłam się śmiać i usiadłam po turecku, by lepiej go widzieć.
-O czym myślisz?-zadałam pytanie.
-A Ty?
-Spytałam pierwsza-zaznaczyłam, patrząc w stronę jeziora.-Ja myślę o swoim zjebanym życiu.
-No widzisz, ja tak samo.
-Nie wierzę. Jakie ty możesz mieć problemy? Masz kasę, jak widać dziewczyny na zawołanie...
-Ale mnie nie chcesz-przerwał mi wyliczanie.-A mógłbym to wszystko za Ciebie dać.
-Nie psuj atmosfery, bo znowu się pokłócimy. Powiedziałam Ci, że sam sobie jesteś winny.
-A ja wiem, że to jest Twoja wina. Z niewiadomych przyczyn, nie chcesz się przede mną otworzyć i boisz się ze mną być, a moją rolą jest to, żebym odkryć, o co chodzi.
-Nawet nie wiesz, ile problemów stoi na drodze. A największym jest Twoje zachowanie. Choćby to...ile dziewczyn już zaliczyłeś?-spytałam, na co pokiwał przecząco głową.-No dawaj, chcę wiedzieć, na ile Cię
stać. Ciekawość wygrywa.
-Słyszałaś, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła?
-Jeśli ja mam tam trafić, to tym bardziej Ty, więc przynajmniej nie będę sama-westchnęłam.-Mów.
-Nie.
-Choć raz mógłbyś być szczery-mruknęłam.
-Nie będę szczery, bo wiem, jak zareagujesz. Zrozum, że mi zależy, nawet jeśli to robię.
-Jeśli mi nie powiesz, to znowu Cię zwyzywam i znowu popsujemy sobie zabawę-zagroziłam, wiedząc, że Zayn dobrze pamięta, jak wyglądały nasze ostatnie spotkania. 
-Cztery, pasuje?-moja mina w tym momencie wyrażała wiele, ale równocześnie czułam się, jakby mnie spoliczkował.-Wiedziałem, że tak będzie.
-Twoja szczerość mnie niszczy. Jednak jesteś dupkiem, Zayn. Co byś zrobił, jakbym poszła do łóżka z Nathanem?-podniosłam głos, czując uścisk w brzuchu.
-Nie zrobisz tego, bo taka nie jesteś-''zdziwiłbyś się''-przemknęło mi przez głowę.-Za to po Nathanie bym się tego spodziewał, już raz było tak, że spał z dziewczyną, która początkowo była moja, ale że nic do niej czułem prócz pożądania, to jakoś sprawa się rozeszła. Jeśli ruszy Ciebie, nie będę miły.
-Boże, Zayn, jesteś debilem.
-Bo mówię prawdę?-oburzył się.
-Bo nie wiesz, że mnie to rani i nie chcę mówić na taki temat-mruknęłam.
-Gdybyś to ty była szczera i powiedziała, co się dzieje, to bym Cię nie ranił!
Wstałam z piasku, myśląc o tym, jak wyglądałaby rozmowa. Nathan jest moim chłopakiem! A za każdym razem jak mówisz, że z kimś spał, to znaczy, że mnie zdradzał, idioto!-zakpiłam, krzywiąc się. Ponownie spojrzałam na jezioro, analizując to, co mi powiedział Zayn od początku dnia. Cztery dziewczyny, kolejna zdrada Nathana, wprost wymarzona rozmowa, ale w końcu sama tego chciałam.
-Chcesz spróbować?-spojrzałam na jezioro, gdzie było słychać motorówki.
-Nie umiem...
-Ale ja umiem. Chodź-chłopak pociągnął mnie w stronę małej budki, w której siedział starszy mężczyzna. Zapłacił mu, po czym wziął mały kluczyk z czerwoną końcówką i rzucił mi kamizelkę ratunkową, którą łatwo ubrałam. Nie była może ideałem wygody, ale nie będę narzekała.
-Nie podoba mi się, że będę zdana na Ciebie.
-Nie pierwszy raz-zaśmiał się.
Przewróciłam oczami, gdy chłopak się odwrócił i wskoczył na motorówkę. Usiadłam za nim, przysuwając się bliżej, po czym złapałam go w pasie. Wiedziałam, że będzie mi to później wypominał, ale wole to, niż wylądowanie w wodzie. Chłopak wypłynął na środek jeziora, przez co zaczęłam się stresować. Wiedziałam, że to zły pomysł, ale nie sądziłam, że aż tak źle zareaguje. Zayn zrobił kilka okrążeń po jeziorze, po czym zatrzymał się praktycznie na środku i wstał, by odwrócić się twarzą do mnie. Nie, nie, nie, chcę na ląd.
-Zayn, siadaj do cholery-warknęłam, czując, jak cała motorówka się kołysze.
-Co Ci jest? Myślałem, że mnie udusisz.
-Nie lubię wody, w sensie w głębokich miejscach. Mogę pływać do pewnego momentu, ale jeśli wiem, że mam daleko do dona, to panikuję-wytłumaczyłam, patrząc jak chłopak hamuje uśmiech.
-To czemu mi nie powiedziałaś?
-Bo chciałam spróbować i...nieważne-urwałam, rozglądając się.
-Bonus za odwagę. Więc co mi powiesz? Teraz nie masz wyjścia.
-Że miałam dwa momenty, w którym chciałam Cię zabić, bo myślałam, że się przewrócimy. Poza tym nadal jestem wkurzona na to, co powiedziałeś, ale że sama tego chciałam, to nie mogę robić afery.
-Przyznaj, że nie jestem taki zły.
-Gdy mnie nie wyzywasz i nie starasz się zgwałcić, to ujdziesz-zaśmiałam się, patrząc na Zayna, która sam się uśmiechnął.-Ale najczęściej mam Ci chęć urwać głowę.
Z twarzy chłopaka nie schodził uśmiech, a ja poczułam, jak jego ręka ląduje na mojej. Po moim ciele rozeszło się ciepło. Nie, pocałowałam Nathana, nie mogę tego znowu zrobić. Nim Zayn zdążył się odpowiednio zbliżyć, złapałam jego rękę, odsuwając się.
-Wiem, że tego chcesz.
-Nie, nie mogę-pokiwałam głową.
-Em, do cholery, bo zaraz Cię wrzucę do tej wody.
-Nie, daj spokój i tak już mam mokre spodnie-przerwałam mu.-Wróćmy już do domu, u mnie możemy pobyć sami, bo nikogo nie ma.
Zayn okręcił się i doprowadził nas do brzegu, ale ciągle czułam, że jest na mnie zły. Nie dziwię mu się, chociaż mógłby zrozumieć, że nie chcę go całować. Będąc na pomoście, zrzuciłam z siebie kamizelkę ratunkową i po wsadzeniu rąk do kieszeni kurtki, poszłam w stronę samochodu. Zayn nie spieszył się z powrotem, co robił specjalnie, bo wiedział, że zrobiło mi się chłodno.
-Odwiozę Cię i spotkamy się później.
-Bo?-warknęłam, marszcząc brwi.-Znowu?
-Nie komplikuj tego jeszcze bardziej.
-Ja nic nie komplikuje! To ty mnie ciągle ranisz, mimo że nie powinnam się przejmować Twoimi zasranymi wyzwiskami i tym, co robisz. Nienawidzę Cię, Zayn!-krzyknęłam, po czym odwróciłam twarz w stronę okna, żeby szybko zetrzeć łzę, która wydostała się spod powieki.
Chłopak ciągle siedział cicho, zaciskając dłonie na kierownicy. Nie ma nic gorszego, niż znoszenie tej zaraźliwej ciszy, którą postanowiłam przerwać, choćbym miała siłą wycisnąć z niego słowo.
-Mocno jesteś zły?-cisza.-Zayn, zrozum, że nie chcę na razie Cię całować.
-Lepiej to zrobić, gdy myślisz, że dzięki temu nie będziesz miała kary, prawda?
-Poniosło mnie, przepraszałam Cię już. Jest mi trudno, daj mi trochę zrozumienia.
-Nie dam, bo sam oferuję Ci pomoc, ale nie chcesz nic mówić-odpowiedział.
Pokiwałam przecząco głową, wiedząc, że w tym momencie już nic nie zyskam na rozmowie z nim. Zayn stanął na wjeździe, po czym zamknął samochód i wszedł za mną do domu. Jak mogłam się spodziewać, czuł się jak u siebie i od razu usiadł na kanapie w salonie, włączając telewizor. Ja w tym czasie założyłam spodenki, żeby nie chodzić w mokrych spodniach i wyjęłam z szafki paczę paluszków, gdy usłyszałam, jak chłopak podnosi na kogoś głos.
-Nie obchodzi mnie, co zrobicie...nie wracam na razie....wali mnie to, powiedz, że ma pisać do mnie...do jutra-zakończył, a ja przyłapałam się na tym, że na mojej twarzy był uśmiech.
-Zaraz wrócę, tylko się ubiorę do końca-powiedziałam, przechodząc obok kanapy. Zayn złapał moją rękę i pociągnął na siebie, przez co wylądowałam między nim a oparciem.
-Mi się podoba. Zostań tu.
-Przepraszam, jeśli znowu dzisiaj coś jest nie tak-westchnęłam.
-Ja też. Zapomnijmy o tym. Sam chciałbym, żebyś w końcu chciała ze mną być bez zmuszania i tych wszystkich...no wiadomo-mruknął, a ja pierwszy raz poczułam, że jest mi go szkoda.
Zaskoczył mnie tym ''wyznaniem'', więc nic nie odpowiedziałam, a ułożyłam się wygodnie i skupiłam się na telewizorze, chociaż moje myśli biegały między pocałunkiem z Nahtanem, a tym co się dzieje między mną a Zaynem. Malika jednocześnie nienawidzę i uwielbiam, a z Nathanem mam bardzo wiele chwil w przeszłości, których nie umiem od tak zapomnieć. Do końca filmu nie doszłam do żadnego wniosku, ale zauważyłam, że Zayn zasnął. Wiedziałam, że być może mogę tego żałować i mimo to przysunęłam się bliżej chłopaka, po czym sama miałam zamiar uciąć sobie krótką drzemkę. Mimo moich chęci nie trwała ona długo, bo usłyszałam nad uchem głos Zayna, który wywołał przyjemne ciarki na moim ciele.
-Czy Twoi rodzice mieli już wrócić?
-Kto?-jęknęłam zaspana, jednak gdy uświadomiłam sobie, co powiedzieć, uniosłam głowę. Z kuchni było słychać podniesiony głos mojego ojca oraz mamę, która starała się go uspokoić.
-Nie wierzę, że ona to zrobiła.
-Kochanie, to nic nie znaczy. Oni po prostu tam leżą-broniła nas mama.
-Leżą, ciekawe co robili godzinę temu?!
-Podoba mi się ich wizja-zaśmiał się Zayn, na co przewróciłam oczami.
Wstałam leniwie, po czym chociaż trochę się ogarnęłam i razem z chłopakiem poszłam do swoich rodziców, żeby wyprostować kilka spraw. Mimo wszystko, to co zrobił Zayn, przeszło moje oczekiwania. 
-Witam, jestem Zayn Malik-uśmiechnął się w stronę mojego ojca i przywitał się i z nim i z mamą.-Jestem chłopakiem Em. Podejrzewam, że martwi was sytuacja, którą zastaliście, ale przyrzekam, że do niczego nie doszło, bo wasza córka chce więcej czasu-powiedział, nadal się uśmiechając.
-Nie potrwa to długo, ponieważ Em wie, że teraz już za późno na związki.
-To może ja już pójdę. Miło było poznać, mam nadzieję, że na następny raz będzie szansa na dłuższą rozmowę-chłopak kiwnął głową, po czym odwrócił się i mnie ścisnął, całując w policzek.-Pa.
Zdezorientowana odprowadziłam go wzrokiem do drzwi, po czym znowu spojrzałam na rodziców, z którymi nie miałam ostatnio dobrego kontaktu, a po tym przedstawieniu nie będę miała żadnego.
-Czeka Cię jutro rozmowa, dzisiaj już nie mam na to ochoty.
Wzdrygnęłam ramionami, bo było mi to obojętne, jednak czułam złość przez zachowanie Zayna. Wiem, że nie rodzice wybierają, z kim się spotykam, ale Malik mógł zostawić po sobie lepsze wrażenie. Wróciłam do swojego pokoju zmęczona, przez co tak jak wcześniej wskoczyłam pod kołdrę i już nawet nie zaprzątałam sobie głowy tym, że Zayn znowu zostawił mnie samą.



niedziela, 9 października 2016

Rozdział 4

Em POV*
Ostatnie zachowanie Zayna tak mnie dobiło, że chciałam zostać sama. Nie wychodziłam z domu, nie chciałam z nikim rozmawiać, więc nawet nie odbierałam telefonu, gdy dzwoniła Alex czy w ostateczności Lucas. Słowa Zayna nie powinny mnie ranić ani wywoływać jakiekolwiek uczucia, a wbrew mojej woli to robią. Zabolało mnie nazwanie mnie suką i dosłowne zdarcie ze mnie ubrań.
-Wiedziałem, że coś jest nie tak, jeżeli nie odbierasz od Alex-warknął Lucas, chodząc po pokoju. Spodziewałam się negatywnych odczuć chłopaka, co do mojej znajomości z Zaynem, ale nigdy bym nie powiedziała, że będzie na mnie zły w takim stopniu.
-Nic mi nie zrobił-westchnęłam.
-Nic?! A na następny raz Ci zrobi i wtedy będzie za późno.
-Przestań na mnie krzyczeć, dobra?-przerwałam mu.-Myślisz, że chcę go oglądać, po tym co zrobił? Nie chcę! Ale jednocześnie chcę, żeby tu przyszedł i mnie do cholery przeprosił. Normalnie, a nie rzucił głupie ''sorry''.
-Zerwij z nim kontakt-zasugerował rozkazującym tonem, który mi się nie podobał.
-Nie da się-odparłam równie szybko.
-Da, ale tego nie chcesz-sprostował, patrząc na mnie.
Przeniosłam błagalne spojrzenie na Alex, która leżała obok mnie i patrzyła na sufit, gdy ta nawet nie zareagowała. Szturchnęłam jej nogę, by się ocknęła, przez co spojrzała z wyrzutem w moją stronę.
-Pomożesz mi? Czy jednak jestem sama przeciwko niemu?
-A co mam Ci powiedzieć? Że Twoje upodobania w chłopakach doprowadzają do tego, że cierpisz?
-Dzięki-warknęłam, słysząc te słowa, jednak nim zdążyłam zejść z łóżka, dziewczyna złapała mnie za rękę i zatrzymała.-Zostaw mnie.
-Jezus, Em. Nie obrażaj się. Nie umiem nic powiedzieć, dobra? Zrobił co zrobił, ale z drugiej strony nic Ci się nie stało. Znasz go najlepiej z naszej trójki, sama musisz wiedzieć, czy posunąłby się za daleko.
-Nie znam go wcale.
-Ale mówiłaś, że Ci go brakowało, gdy...
-Co?!-Lucas spojrzał na mnie, marszcząc brwi.-Brakowało Ci go?
-No i co z tego. Jak mi nie rozkazuje, to nie jest aż taki zły.
Chłopak mimo że chciał mi coś odpowiedzieć, powstrzymał się i odwrócił, stając do mnie plecami. W pokoju nastała taka cisza, że szło usłyszeć, jak wskazówka zegara przesuwa się po jego tarczy. Wolałabym porozmawiać z samą Alex, bo Lucas ma zdecydowanie inne poglądy na wszystko, a ostatnio zaczyna się dziwnie zachowywać.
-Czemu nam nie powiedziałaś, że on tu przyjedzie?-mruknął, stojąc przy oknie.
-Jak to przyjedzie?!-zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna.-Nawet nie wiedziałam, że to zrobi. Znaczy się, pytał się, czy może przyjść, ale to było dwa dni temu, więc myślałam, że sobie darował-zaczęłam nerwowo tłumaczyć, aż w końcu w nerwach zbiegłam na dół i nim Zayn zdążył zadzwonić, otwarłam drzwi.
-Hej-uśmiechnął się.
-Co Ty tu robisz?
-Jesteś zdenerwowana-zaznaczył.-Coś się stało?
-Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
-Pytałem, czy mogę przyjść. Chcę porozmawiać.
Chłopak przeszedł obok mnie, wchodząc w głąb domu, a ja nie umiałam go z niego wywalić. Zayn jakby był u siebie, zawiesił kurtkę na haczyk i spojrzał na hol. Ja za to czułam się coraz gorzej, myśląc o tym, że Zayn ostatnio uderzył Lucasa, a teraz prawdopodobnie znowu go zobaczy i to w moim domu.
-Może byśmy poszli do pokoju...
-Nie!
-Nie?-chłopak uniósł brwi, śmiejąc się pod nosem.-Dziwnie się zachowujesz, albo coś ukrywasz-dodał, po czym kiwnął rękę, bym pierwsza poszła na górę.
-Ale obiecaj, że nic nie zrobisz. Proszę.
-Postaram się-rzucił krótko, po czym przepuścił mnie pierwszą.
Weszłam do pokoju, pierwsze spojrzenie rzucając w stronę Lucasa, po czym od razu odwróciłam się w stronę Zayna. Nie był zadowolony, był zły, ale gdy na niego spojrzałam, momentalnie zmienił swoje nastawienie i podszedł do Alex.
-Zayn-uśmiechnął się w stronę dziewczyny.
-Alex-oddała uśmiech, podając mu rękę.
Lucas nadal stał przy oknie, patrząc na nas, a ja cieszyłam się, że Zayn udaje, że go nie widzi, bo nie chciałabym, by znowu go uderzył. Szatyn zaczął rozmowę z Alex, co jakiś czas na mnie spoglądając. On na serio nie toleruje Lucasa w mojej obecności.
-To my już pójdziemy-Alex wstała i wymownie spojrzała na Lucasa.
-Ja mam czas.
-Nie masz-mruknęła, popychając go w stronę drzwi.
Chłopak nawet nie próbował się ze mną pożegnać, tylko rzucił krótkie ''pa'' i wyszedł. Gdy i Alex opuściła pokój, poczułam się niezręcznie, zostając sam na sam z Zaynem. Dosłownie za każdym razem jak go widzę, przypomina mi się nasz pocałunek i zaczynam od środka wariować.
-Nic Cię nie boli?
-Zależy w jakim sensie. Fizycznie jest dobrze.
-Em, wiesz, że nie chciałem Cię skrzywdzić, prawda?
-Ja już nic nie wiem-westchnęłam.-Najchętniej bym Ci teraz przywaliła, ale z drugiej strony...
-Przepraszam, że się zaćpałem i Cię wystraszyłem. Wcale mi nie zależy na tym, byś się mnie bała. Masz po prostu się ciągle nie stawiać-odparł w końcu.
-Jak mam się nie stawiać, skoro mnie nie szanujesz?!
-Jakbym Cię nie szanował, to bym już dawno zrobił z Tobą, co chcę-mruknął.
-Uważaj, bo by Ci się udało-zaśmiałam się, wstając.
Zayn ruszył zaraz za mną, nie odstępując mnie na krok, przez co po chwili znaleźliśmy się w kuchni.
-Ile razy mam jeszcze przeprosić, żebyś odpuściła?
-Nie pomoże Ci to, może polepsza sytuację, ale nie pomaga. Chciałam dać Ci szansę, pozwolić się
choć trochę zbliżyć, ale to zrąbałeś w ciągu jednego wieczoru. Przez Ciebie mam przed oczami wszystko, co robił mój były.
-Wiem, że zepsułem wszystko, ale nie chciałem tego-podniósł głos.
-Widzisz? Teraz znowu chcesz mnie zastraszyć-uśmiechnęłam się sarkastycznie.
Wyjęłam z lodówki sok, żeby się napić, jednak nim zdążyłam cokolwiek zrobić, Zayn zabrał kartonik i odstawił na bok. Spojrzałam na niego wkurzona, po czym wzięłam z powrotem swoją własność.
-Możesz się skupić na rozmowie?
-To już nie jest rozmowa. Skończyłam z Tobą rozmawiać.
-Raz mówisz, że chcesz dać mi szansę, a później na mnie warczysz!
-Straciłeś ją-rzuciłam krótko.-Ale mam jeszcze jedno pytanie. Wszyscy naokoło mówią o jakiejś zasadzie, a ja nie wiem, o co chodzi. Oświecisz mnie?-uśmiechnęłam się.
-Nie.
-Mhmm, tym bardziej chcę wiedzieć. Pochwal się. Nie wiem, byłam zakładem? Jak mnie przelecisz, to coś wygrasz? Może chcesz wyciągnąć pieniądze od mojego ojca?
-Em, zamknij tą małą, pyskatą mordę-syknął.-Mam wyjebane na pieniądze, nie ma żadnego zakładu, a ja do jasnej cholery chcę Cię mieć tylko dla siebie-dodał, po czym wziął wdech.
-Wiec odpowiedz na pytanie.
-Sama się o to prosiłaś. Jesteś moją dziewczyną, ale na co dzień i tylko od głupich czułości. Jednocześnie mogę zaliczać tyle dziewczyn, ile sobie zapragnę-spojrzałam na niego, nie dowierzając w to, co mówi i w krótkiej chwili wzięłam zamach, by go spoliczkować.-I skąd ta agresja, co? Poszłabyś ze mną do łóżka? Nie. A ja też chcę coś mieć z życia.
-Skoro seks jest dla Ciebie taki ważny, to możesz się tu nie pokazywać. Nie szukam chłopaka, który będzie latał za mną i udawał miłość, by na koniec dnia zaliczyć inną-odparłam.
-Myślisz, że ja się pytam o zdanie? Tak było, jest i będzie.
-W tej chwili pogrzebałeś swoje szanse do końca. Wyjdź stąd.
-Nie-zaprotestował.
-Wyjdź!-krzyknęłam, po czym specjalnie poszłam do holu i otwarłam drzwi.-Nikt nie będzie mnie tak traktował. Jesteście obaj tacy sami-powiedziałam z myślą o Nathanie, jednak Zayn posłał mi pytające spojrzenie, po czym złapał kurtkę i ją na siebie narzucił.
-Powiem krótko. Będziesz ze mną i przestaniesz się buntować, albo odegram się na Lucasie i dopilnuję, żeby każdy Twój problem, który teraz Cię męczy, stał się jeszcze gorszy.
-Jesteś cholernym dupkiem-szepnęłam.-I z Tobą nie będę!
-To pożegnaj się z Lucasem. Masz czas do końca dnia. Moja propozycja, albo ten frajer ucierpi. Możesz sobie wybierać-powiedział, po czym z uśmiechem wymalowanym na twarzy, wyszedł.
Trzasnęłam drzwiami z całej siły, chcąc rozładować swoje emocje, jednak nie pomogło. Smutna, a może bardziej rozczarowana wróciłam do kuchni i odłożyłam sok do lodówki. Odechciało mi się czegokolwiek. Zayn za każdym razem wszystko psuje. Nienawidzę jego pewności siebie i tego chamstwa. Wybiorę Zayna, to Lucasowi nic się nie stanie, jednak ja będę musiała męczyć się z chłopakiem. Powiem, że nie chcę z nim być, to i tak mi nie odpuści, a jednocześnie zrobi coś Lucasowi. Tu nie ma najmniejszego wyboru.
Czas minął mi zdecydowanie za szybko i zmarnowałam go na myślenie o słowach Zayna. Miałam czas do końca dnia, a z tego czasu nie zostało już w sumie nic. Wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer Zayna, wahając się do samego końca nad tym, co mam mu powiedzieć. Nienawidzę tego człowieka coraz bardziej.
-I jak?
-Będę tą Twoją zasraną dziewczyną.
-Cieszę się-odparł.-Czyli mogę Cię w najbliższym czasie gdzieś zabrać.
-Nigdzie z Tobą nie pojadę. Jedyne gdzie możesz mnie zobaczyć, to w moim domu pod nieobecność rodziców czy kogokolwiek-odpowiedziałam, powoli chodząc po pokoju.
-Skoro tak wolisz.
-Nic nie wolę. Już mi nawet przeszło to głupie zauroczenie po naszym pocałunku. Nienawidzę Cię, Zayn-wyrzuciłam z siebie, wiedząc, że chłopak w tej chwili nic mi nie zrobi.
-Przyzwyczaisz się, skarbie, ale teraz muszę kończyć-odparł.-Do zobaczenia.
Bez słowa się rozłączyła, po czym rzuciłam telefon na szafkę, przez co się z niej ześlizgnął i upadł na podłogę. Miałam to gdzieś. Wszystko było mi obojętne, bo nie miałam już swojego miejsca w tym zasranym mieście. Powoli wali się wszystko dookoła mnie, a ja nie umiem nic z tym zrobić.
Mimo że zaczynało się już ściemniać, wyszłam na dwór, żeby się przejść. Dawno nie byłam dłuższą chwilę na świeżym powietrzu, nie mówiąc już o bieganiu, które zawsze pozwalało mi trochę odsunąć złe myśli na bok. Spokojnie szłam jedną ze ścieżek w parku, jednak nadal wszystko krążyło naokoło Malika. Może z Zaynem faktycznie nie będzie tak źle i teraz będzie zachowywał się inaczej, ale z drugiej strony nie wierzę w takie zmiany z dnia na dzień. Wcisnęłam ręce w kieszenie, patrząc przed siebie, gdy usłyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię. Momentalnie się spięłam, wiedząc, że głos który słyszę, jest idealnie ten sam, co osoby której nie chciałam spotkać.
-Em? Nie sądziłem, że Cię tu zobaczę.
-Miałeś wrócić później-uśmiechnęłam się słabo.
-Wiem, ale na szczęście udało się szybciej. Co tam u Ciebie?
-Jak zawsze. Co chwila coś się dzieje-wzdrygnęłam ramionami, starając się nie wdawać w dłuższą rozmowę. W tym celu odwróciłam się i postanowiłam iść dalej, jednak chłopak ruszył za mną.
-Em czekaj. Wiem, jak wyglądało nasze rozstanie, ale chciałbym Cię przeprosić-powiedział, łapiąc moją rękę. Pociągnęłam ją z powrotem do siebie, cofając się.-Przepraszam za to, co Ci robiłem, ale byłem jeszcze głupi.
-Nie wierzę Ci-warknęłam, przez co Nathan gwałtownie złapał moją rękę po raz kolejny i zatrzymał w miejscu.-Puść mnie. Nie chcę Cię widzieć.
-Przestań się zapierać...-chłopak wyciągnął drugą rękę z kieszeni, jednocześnie upuszczając małą paczkę, po którą szybko się schylił.-Nadal bierzesz?-spytał niepewnie.
-Nie. Skończyłam z tym już dawno, zaraz po tym jak mnie w to wciągnąłeś-zaakcentowałam ostatnie słowo, przenosząc ciężar na drugą nogę.-Jeszcze coś chcesz?
-Odprowadzić Cię do domu. Proszę.
Westchnęłam, przewracając oczami i ruszyłam przed siebie. Mimo że szedł w milczeniu, ciągle denerwowała mnie jego obecność, choć w małym stopniu czułam, że nie jest mi wcale obojętne, że wrócił do miasta. Może i mnie skrzywdził, ale przecież nie wymarzę tego, co z nim przeżyłam i jakim uczuciem go obdarzałam. Gdy w końcu doszłam do domu, spojrzałam na niego i uniosłam brwi.
-Dlaczego sobie nie idziesz?
-Czekam, aż wejdziesz.
-Nie muszę być kontrolowana-zaśmiałam się, na co i on się uśmiechnął.-Ymm dałbyś mi jednak trochę...no wiesz-chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, jednak po chwili włożył rękę do kieszeni i podał mi małą folijkę.-Dzięki.
-Jak zawsze do usług. To do zobaczenia.
Kiwnęłam głową, po czym odwróciłam się i weszłam do domu. Mama siedziała w salonie, oglądając jakiś film, a Toby siedział w swoim pokoju, grając w kolejną bezsensowną grę. Szybko znalazłam się w swoim pokoju, gdzie zgasiłam światło i położyłam się do łóżka, wcześniej chowając narkotyki, które pożyczyłam od Nathana. Skoro raz z tego wyszłam, to i teraz jakby co się uda. Z resztą Zayn potrafi się hamować i brać bardzo rzadko, to dlaczego mi miałoby się to nie udać? 

niedziela, 2 października 2016

Rozdział 3

Zayn zmusił mnie do kolejnego spotkania, mimo że starałam się z nim nie kontaktować w żaden sposób. Jeżeli ten zapatrzony w siebie dupek myśli, że mu odpuszczę, to się bardzo myli. Będę go spławiała, aż sobie da spokój. Wyszłam przed dom i przeszłam kawałek dalej, by nikt nie widział, z kim tak naprawdę jadę. Oficjalna wersja to nocowanie u Alex, bo jedynie jej ufam, że mnie nie wyda. Wrzuciłam swój telefon do kieszeni i odwróciłam się, po czym zobaczyłam, jak czarne auto staje obok mnie. Wsiadłam do środka, od razu myśląc o wyjściu i powrocie do domu, bo już sama obecność Zayna mnie rozprasza.
-Cześć, piękna-Zayn ukazał rząd białych zębów, patrząc na mnie. Nie odpowiedziałam nic, tylko zapięłam pas i po usadowieniu się spojrzałam przed siebie, starając się uspokoić oddech.-Nie jesteś taka pewna jak ostatnio-zaśmiał się.
-Wolę Cię spławiać, niż słyszeć wyzwiska i czekać na to, jak mnie uderzysz.
-Jak zasłużysz, to czemu się dziwić.
-Czym sobie do cholery zasłużę?!-zdenerwowałam się, przenosząc spojrzenie na chłopaka.-Tym, że uczepiłeś się i nie chcesz dać mi spokoju, czy tym że mam dosyć problemów na głowie?!
-Nie chcesz mówić, to nie wiem, jak pomóc.
-W niczym mi nie pomożesz, jedynie pogorszysz sytuację-warknęłam, podpierając głowę.
Siedząc w ciszy, przypomniałam sobie, jak Zayn pytał o Lucasa i zakazał się z nim spotykać. Milion pytań, na które nie otrzymam odpowiedzi, ale w sumie warto spróbować. Odchrząknęłam, zwracając tym samym na siebie uwagę chłopaka, który dotychczas skupiał się na drodze.
-Skąd znasz Lucasa?
-Nie znam go. Sama mi o nim powiedziałaś.
-Mógłbyś mnie nie okłamywać?!-spytałam.
-Nie okłamuję...
-Zayn!-krzyknęłam, powodując tym samym to, że Zayn zatrzymał auto i odwrócił się w moją stronę. Zapomniałam, że nie powinnam się na niego wydzierać. Szatyn wziął wdech, patrząc na mnie. 
-Słuchaj mała suko, krzyczenie na mnie, to najgorsza rzecz jaką teraz zrobiłaś.
-Nie nazywaj mnie tak-wydukałam, starając się nie okazywać strachu.
-Lucas jest kuzynem jednego z moich przyjaciół, który wraca za jakiś czas do Londynu-zaczął, nadal wbijając we mnie swoje spojrzenie.-Nie waż się nic wymyślić, bo następny przystanek nie skończy się dobrze-w czasie gdy szatyn znów ruszył, uspokoiłam się i znów zaczęłam normalnie rozmawiać.
-Dlaczego mam się z nim nie spotykać?
-Bo nie chcę, żeby w Twoim towarzystwie kręcili się faceci.
-Nie jestem Twoja-powtórzyłam po raz setny, odkąd znam Zayna i zobaczyłam, jak znów zaczyna się śmiać, jednocześnie, przygryzając wargę. Dupek, ale seksowny dupek.
-Nie powiedziałem, że jesteś moja-zaznaczył, wprawiając mnie w zakłopotanie.-Ale to równa się z tym, że nikt inny też nie może Cię mieć, Em.
-Dobra, skończ-westchnęłam.-Wiesz, że Marcin jest frajerem?!
-Co?-szatyn zmarszczył brwi, spoglądając na mnie tylko co jakiś czas, by skupić się głównie na drodze. Przewróciłam oczami, wiedząc, że ten dzień się dobrze nie skończy.
-Jajco, słyszałeś, co powiedziałam. Nie znasz go.
-Zaraz się zsikam ze śmiechu. Wmawiasz mi, że nie znam swojego przyjaciela i jednocześnie jesteś kolejną zasraną osobą, która ocenia innych, słysząc miliony plotek.
-Wiesz, kim on jest?-poczułam w sobie nagły przypływ odwagi i skręciłam trochę swoje ciało, by widzieć lepiej Zayna. W tym samym czasie co stanął na jakiejś polanie, ja czułam, że teraz nic mnie nie zatrzyma, żeby powiedzieć, co myślę.-Jest dupkiem, który nie liczy się z uczuciami innych. Myśli, że każdy będzie latał za nim i robił to, co on chce. Nie szanuje swoich dziewczyn, zdradza je i cieszy się, że one nadal na niego lecą, bo są w nim ślepo zakochane. Ponad to bije kobiety, ćpa i stara się tym wszystkim zniszczyć każdą osobę. Jest frajerem, debilem, bezwartościową osobą!-powiedziałam, po czym wyszłam z samochodu szybciej, niż miałam w planach.
Szatyn postąpił podobnie do mnie, ponieważ zatrzasnął drzwi ze swojej strony i w ułamku sekundy znalazł się przy mnie. Przełknęłam ślinę, czując jego oddech na swojej szyi, aż w pewnym momencie ręką Zayna ścisnęła moje policzki.
-Ciesz się, że oni tu są i wszystko by słyszeli, bo tylko to Cię ratuje, od wpierdzielenia Ci na goły tyłek, który chętnie bym przeleciał-wyrzucił z siebie, zaciskając zęby.-Spotkasz się z Marcinem i powiesz mu,
co mówiłaś teraz, a kara za to i tak Cię nie ominie.
Zayn puścił moją twarz, agresywnie splatając nasze ręce i chcąc czy nie, zostałam pociągnięta w stronę kilku osób. Z Malikiem przywitali się od razu, jednak na mnie patrzyli podejrzliwym wzrokiem. Jeszcze tego mi brakowało, żebym czuła na sobie kilka par oczu, z których kipi wrogość. Chłopak przedstawił mnie, po czym rzuciłam krótkie ''Hej'' i rozejrzałam się, gdzie jest wolne miejsce. Było jedno, jednak znajdowało się obok bruneta, który patrzył na mnie niechętnie, więc stwierdziłam, że najlepiej będzie zająć miejsce obok Zayna, któremu akurat w tym gronie ufam najbardziej.
-Chcesz?-chłopak z blond włosami podał mi butelkę z piwem, na co pokiwałam przecząco głową.-Udajesz grzeczną?-uniósł brwi.-Czy Zayn zmienił gust?
-Nie, po prostu nie chcę-odparłam, ale gdy poczułam uścisk dłoni Zayna w pasie, złagodziłam wyraz twarzy. Chłopak odezwał się, by zmienić temat i odsunąć chłopaków od mojej osoby, za co mogłam mu chociaż trochę dziękować. Tak czy siak wszystko prysło w ciągu kilku minut, bo mimo że nie zwracałam na siebie uwagi, brunet siedzący naprzeciw mnie, musiał się odezwać.
-I jak tam Zayn? Powiedziałeś już jej, jakie są zasady bycia z Tobą?
-Po części-rzucił, po czym wziął łyk piwa z butelki.
-A o tym że nas ma też szanować? Bo jak nie, to mogę ją wytresować jak psa-zaakcentował ostatnie słowo, specjalnie na mnie patrząc. Moja ręka zacisnęła się w piąstkę, która miała spotkać się z twarzą chłopaka, jednak wiedziałam, że Zayn będzie zły i się pochamowałam.
-Odwal się ode mnie, co?!-wtrąciłam się.-Chcesz się bawić w tresera, to kup sobie zwierzę, a nie będziesz mnie obrażał. Za kogo się uważasz?!
-Em, uspokój się-mruknął Zayn.
-Nie! Ja nawet nie jestem Twoją dziewczyną, a oni pozwalają sobie na obrażanie mnie. Nie będziesz ze mną człowieku, nie w tym świecie! Nie zmusisz mnie do tego w żaden sposób...
-Właśnie widzę, jak sobie radzisz-skwitował Liam.-Dziewczyna Tobą rządzi. Brawo.
Chłopaki dosłownie zaczęli się nabijać z Zayna, a ja dalej siedziałam zła na swoim miejscu. To wszystko jest po prostu śmieszne, takie rzeczy mają miejsce w filmach, ale nie w prawdziwym życiu. Słysząc co jakiś czas, jak Louis dalej próbuje dogryźć Zaynowi, zrobiło mi się głupio, że tak mu dogadałam i postanowiłam go obronić.
-Mógłbyś się zając sobą? On przynajmniej się stara, a Ciebie podejrzewam o bycie pedałem.
-Nie przeginaj-mruknął, mając wszystko w głębokim poszanowaniu.
-Kto mi zabroni?-uśmiechnęłam się.-Ty?
-Chcesz się przekonać?-chłopak gwałtownie wstał, wyrzucając szklaną butelkę, która rozbiła się o ziemię. Zatkało mnie, bo nie spodziewałam się, że on zareaguje w ten sposób.
Louis stał już praktycznie przede mną, napinając mięśnie, co powodowało, że zdawał się jeszcze większy, niż jest w rzeczywistości. Nie wiem dlaczego, ale złapałam odruchowo rękę Zayna i pociągnęłam go przed siebie, powodując tym samym śmiech reszty.
-Dobra, zostaw ją-chłopak wstał i stanął między nami.-To początek, nauczy się. Już miała dzisiaj jedną lekcje, prawda?-Zayn spojrzał na mnie, na co pokiwałam głową, spoglądając raz na niego raz na Lou.
Tomlinson uśmiechnął się zwycięsko i wrócił na swoje miejsce, nadal patrząc na mnie zabójczym spojrzeniem. Chciałam wrócić do domu, żeby schować się ciepłym łóżku, gdzie czułam się bezpiecznie, jednak w tej chwili jedyne co mogłam zrobić, to przysunąć się bliżej Malika. 
-Wiesz, że bardzo pogorszyłaś swoją sytuację?-spytał tak, bym tylko ja słyszała.
Wzdrygnęłam ramionami, nie wiedząc już, jak mam zareagować i oparłam głowę o jego ramię, czując zmęczenie nie tyle fizyczne, co psychiczne. Gdy minęła kolejna godzina, a reszta była już trochę wstawiona, Zayn wstał i pociągnął mnie za sobą. Poczułam gulę w gardle. Pożegnanie znaczy, że zaraz będę sam na sam z szatynem, a znaczy to tyle, że nie wrócę do domu żywa. Powoli zaczęłam kierować się w stronę samochodu, czując za sobą obecność Zayna. Już teraz chciało mi się płakać, a najgorsze miało dopiero nadejść. Wsiadłam do środka, czując, jak skręca mi się żołądek.
-Dam Ci trochę czasu-przemówił, wkładając kluczyki do stacyjki.-Ale do domu już nie wrócisz.
W chwili gdy skończył mówić, usłyszałam charakterystyczne kliknięcie i zobaczyłam, jak drzwi się zamykają. Szarpnęłam za klamkę, jednak nie ustąpiły, przez co napadał mnie fala paniki. Szarpnęłam drugi raz-i znowu nic. Droga miała trwać wiecznie i co najważniejsze w stronę mojego domu, lecz tak szybko jak zobaczyłam go na horyzoncie, tak szybko go minęliśmy. Pisnęłam coś pod nosem, po czym spojrzałam błagalnym wzrokiem na Zayna.
-Odwieź mnie do domu! Proszę.
-Myślisz, że po tym co zrobiłaś, ja Ci odpuszczę? Teraz zobaczysz, że prawda jest gorsza, niż ta którą wciskał Ci Lucas-spokój w jego głosie był jeszcze gorszy, niż wrzaski czy wyzwiska.
-Zayn ja Cię przepraszam-powiedziałam panicznie.-Nie zrobię już nic, co nie będzie Ci się podobało, ale odwieź mnie do domu. Przyrzekam-zaczęłam błagać. Serce biło mi pięć razy szybciej, a ciało domagało się więcej tlenu, co doprowadziło do najbardziej porąbanego pomysłu na świecie. Zayn zatrzymał się na ulicy, na której zapewne mieszka i spojrzał na mnie, żeby coś powiedzieć, jednak ja zamiast go wysłuchać, pocałowałam go. Był zaskoczony, więc po chwili się odsunęłam z dziwnym uczuciem. Nadal utrzymując twarz blisko twarzy Zayna, patrzyłam prosto w jego oczy, które szukały odpowiedzi na to, co się przed chwilą wydarzyło.
-Zmuszanie się do pocałowania mnie wcale Ci nie pomogło. Wyjeżdżam na trzy dni i mnie nie będzie w Londynie, co nie znaczy, że nie dowiem się, co robiłaś. Jeśli przez ten czas nic nie zrobisz, ostatni raz Ci odpuszczę. Jeśli odwalisz jedną najmniejszą rzecz, to załatwię to po swojemu.
Nie słuchałam już ani jednego słowa, które opuszczało jego usta, bo moją głowę zaprzątał pocałunek. Zrobiłam to specjalnie, żeby wzbudzić w nim litość, ale odkąd się od niego odsunęłam, mam pustkę w głowie. Wysiadłam z samochodu nadal trochę roztrzęsiona, po czym od razu poszłam do swojego pokoju, z którego przeszłam do łazienki. Cudem uniknęłam kary za moją czasem udawaną odwagę, a teraz zamiast się cieszyć, czuję jakby...Woda zleciała strumieniem na moje ciało, trochę mnie budząc. Nie chciało mi się brać długiej kąpieli, więc szybko się namydliłam, opłukałam i wyszłam spod prysznica, by się wysuszyć i ubrać w piżamę. Gotowa położyłam się na łóżku, naciągając na siebie kołdrę. Zayna nie będzie przez trzy dni, przytulanie się do niego i pocałunek było wymuszone, a ja jedyne co teraz powinnam czuć, to szczęście, że mam całe siedemdziesiąt dwie godziny spokoju. Co jest najgorsze? Że wcale nie czuję tego szczęścia.





Zayn POV* (trzy dni później)
Em za każdym razem intryguje mnie coraz bardziej. Ta dziewczyna boi się przyznać do tego, co czuje i nie chce się otworzyć, a najbardziej denerwuje mnie to, że jednocześnie nie chce powiedzieć, co się dzieje. Zakochałem się w niej, a ten błądzący wzrok po naszym pocałunku dał mi pewność, że nie mogę się poddać. Może nie powinienem tak ją zastraszać, ale z drugiej strony inaczej nie chce ze mną rozmawiać. Te trzy dni które spędziłem z dala od niej, dały mi do myślenia i właściwie nie wiem już, co mam zrobić.
-Idę zobaczyć się z Samem, idziesz ze mną?
-Pewnie-odparłem Harremu, po czym spojrzałem ostatni raz za okno samolotu i wstałem, by powoli przygotować się do opuszczenia swojego miejsca.
Kilka minut później maszyna wylądowała na pasie i mogłem zanieść swoje torby do samochodu, który czekał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłem. Wsiadłem do niego, po czym pojechałem prosto za Stylesem, który umówił nas na spotkanie z Samem. Sam jest handlarzem narkotyków, którego zna chyba każdy, kto jest w to wplątany. Ja znam go od kilku lat i z pewnością mogę powiedzieć że nie ma lepszego szefa niż on. Szanuje każdego, kto dla niego robi, mimo że jest jedną z najmłodszych osób w swoim gronie.
-Siemka-rzuciłem, wchodząc do jego pokoju, gdzie potrafił przesiadywać godzinami.
-Zayn i Harry!-uśmiechnął się, po czym do nas podszedł i uścisnął po męsku.-Słyszałem, że chodzisz wszędzie z jakąś laską. Nie mów, że masz kolejną od...
-Nie. Ta by mu na to nie pozwoliła-zaśmiał się lokowaty i opadł na krzesło. Wymienili z Samem porozumiewawcze spojrzenie i wiedziałem, że Harry zaraz powie coś, nad czym nawet nie pomyśli. Nim jednak zdążył otworzyć usta, Sam zaczął się cicho śmiać.
-Pierwszy raz dziewczyna nie chce Cię słuchać, co?-wzdrygnąłem ramionami.-Wiesz, rada na przyszłość...one nie są od rozkazywania i pomiatania. Odpuść swoją durną zasadę.
-A jeśli on nie chce?-wtrącił Styles.
-To jej nie kochasz. Jakbyś kochał, to byś nie chciał zdradzać, więc ją zostaw w spokoju.
Skrzywiłem się, wiedząc, że z Samem w tym temacie się nie dogadasz. Chłopak ma jedną dziewczynę od dawna i nawet nie myśli o tym, żeby kiedykolwiek spojrzeć na inną, a gdzie tu mówić o zdradzie. W mojej sytuacji nie chodzi o to, że Em powinna się mnie słuchać, jakby była moim psem, ale nie chcę, żeby robiła, co chce, zwłaszcza, że zna się z Lucasem, którego nienawidzę. Zrobi wszystko, żeby mi dowalić, a ja nie pozwolę, żeby zabrał mi Em.
-Zapewne dawno żaden z was nic nie brał, w sumie to tak jak ja, ale...-chłopak na chwilę przerwał, po czym wysunął szufladę i wyjął z niej małą foliową saszetkę.-Wiem, że raz na jakiś czas możecie.
-Nie, dzięki. W ostatnim czasie agresja mi nie jest potrzebna-powiedziałem, jednak im dłużej Sam i Harry namawiali mnie, żebym wziął chociaż trochę, tym bardziej się poddawałem.
W końcu rozsypałem cienki pasek na stole i po tym jak zwinąłem banknot w rurkę, tak jak robią to w filmach, wszystko wciągnąłem. To samo stało się z kolejną dawką, a ja z minuty na minutę czułem, że muszę przestać, więc odsunąłem się od nich i usiadłem trochę dalej, żeby zrobić sobie przerwę.
-Więc Zayn, ładna ta Twoja dziewczyna?
-Piękna-poprawiłem go.
-Czasem mógłbyś ją pożyczyć-zażartował Harry i mimo że normalnie już by dostał, pod wpływem narkotyku zacząłem się tylko śmiać.-Jest cholernie ładna-dodał.
Reszta rozmowy była o niczym, bo nie miałem na to siły. Czekałem tylko, aż trochę się ogarnę i będę mógł wrócić do swojego domu, jednak nim zdążyłem ochłonąć Harry zerwał się z miejsca i wyszedł. Wybiegłem za nim, wiedząc, że chłopak chce wsiąść do samochodu, a w takim stanie nie zajedzie za daleko. Złapałem go w ostatniej chwili, szarpiąc za rękę do tyłu.
-Idziemy pieszo.
-Co kurwa?!-podniósł głos.-Chcesz, to idź.
-Nie denerwuj mnie Styles, tylko się rusz-pchnąłem chłopaka, po czym zobaczyłem, jak leci na ziemię. Nie był to za dobry pomysł. Przewróciłem oczami, wyciągając rękę w jego stronę. Złapał ją, podniósł się, po czym otrzepał rzeczy i wkurzony ruszył przed siebie.
Czułem się źle, nie powinienem niczego zażywać, bo wiem, jak skończyło się to ostatnio. Czasu nie cofnę, a teraz muszę w męczarniach wracać do domu, odróżniając to, co widzę na serio, a to co migocze mi przed oczami. Przeczesałem włosy, skręcając w jedną z ulic, która była dość pusta zapewne z powodu późnej godziny, gdy Harry gwałtownie się zatrzymał.
-Zayn, chyba jestem niedorozwinięty, ale czy to nie jest Em?-spytał, kiwając głową za mnie.
Odwróciłem się i spojrzałem na sklepy, gdy zobaczyłem dziewczynę, która stała przed pizzerią i uśmiechała się do osoby, która wychodziła ze środka. Gdy zobaczyłem, kim jest ta osoba, zmarszczyłem brwi. Nie dość, że był to facet, to jeszcze na dodatek okazał się Lucasem. Nie zwracając uwagi na Harrego, ruszyłem w ich stronę. Nie byłem wściekły, chciałem tylko ją zabrać, jednak gdy chłopak przytulił ją do siebie, poczułem zazdrość i wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Em widząc, że do nich idę, uśmiechnęła się, na co nie zwróciłem nawet uwagi. Przeszedłem obok niej i popchnąłem Lucasa na ścianę, ciesząc się z tego, że nikt mi w niczym nie przeszkodzi.
-On coś ćpał-powiedział, patrząc na Em, co wywołało u mnie uśmiech.
-Zayn, proszę Cię, zostaw go. Przecież nic nie zrobił.
-Ile razy mówiłem, że on ma się do Ciebie nie zbliżać-warknąłem, trzymając Lucasa przy ścianie.-Wiesz, że teraz mógłbym zrobić z Tobą, co chcę?-chłopak szarpnął się, przez co jeszcze bardziej go przydusiłem.
-Pokaż jej, jaki jesteś. Pokaż, jak ją zbijesz-sprowokował mnie.
Zacisnąłem dłoń w pięść i wymierzyłem mu cios, przez co zatoczył się, łapiąc za szczękę. Ja w tym czasie złapałem jedynie rękę Em, ciągnąc ją za sobą. Dziewczyna kilka razy obejrzała się za siebie, aż w końcu przestała i wyprzedziła mnie, by zastąpić mi drogę.
-Dlaczego go uderzyłeś?
-Bo jestem frajerem, któremu się to podoba. Nie słyszałaś?
-Zayn...-jęknęła, tracąc cierpliwość.
-Nie ma, Zayna. A ty przypomnij sobie, co mówiłem, nim sobie pojechałem.
 Przez złość, która mną panowała, zamiast spokojnie iść prawie biegłem. Już nie czułem zmęczenia, nie czułem niczego, tylko miałem chęć odegrać się na Em. Dziewczyna nie szła już tak pewnie jak wcześniej, tylko utrzymywała małą przerwę między nami, starając się utrzymać moje tempo. Specjalnie nie zwolniłem ani razu na nią nie patrząc. Gdy byliśmy już na miejscu, dziewczyna stanęła i spojrzała na ogród, wahając się przed zrobieniem kolejnych kroków.
-Idziesz, czy mam Cię wnieść?!
Em niepewnie przeszła obok mnie i pierwsza weszła do środka, a ja zaraz za nią. Przeciągnąłem bluzę przez głowę i rzuciłem ją w kąt, po czym tak samo odrzuciłem buty. Brunetka w tym czasie obserwowała moje ruchy, nie odzywając się, co prawdopodobnie ratowało jej skórę. Pokazałem jej, gdzie jest mój pokój, by mogła tam iść i po krótkiej chwili dołączyłem do niej.
-Dlaczego jesteś z nim tak blisko, jednocześnie będąc ze mną?!-od samego początku zacząłem krzyczeć, żeby zrozumiała, w jakiej jest sytuacji.
-Bo nie jesteśmy razem-powiedziała cicho.-Nic mnie z nim nie łączy.
-Jasne-parsknąłem.-Mama Cię nie nauczyła, że się nie kłamie?!
-To było przyjacielskie pożegnanie, Zayn-zarzekła się.
Moim pierwszym odruchem było kopnięcie krzesła, które odbiło się od ściany. Noga zaczęła pulsować, co jeszcze bardziej mnie nakręcało i wkurzało. Em spojrzała na mnie wystraszona i cofnęła się, przez co poczułem, że mam władzę. Najgorsze połączenie, gdy jestem naćpany. Pokonałem odległość, która nas dzieliła i od tak wbiłem się w jej usta, nie zwracając uwagi na protesty z jej strony.
-Spierdalaj!-warknęła, uderzając mnie w klatkę.
-Nie przeklinaj i nie podnoś na mnie ręki-wycedziłem, nadal trzymając dziewczynę przy sobie.
Nim Em zdołała się zorientować, przeciągnąłem jej bluzkę przez głowę i ciało dziewczyny pchnąłem na łóżko. Jak mogłem się spodziewać, szarpała się, nadal rzucając w moją stronę setki przekleństw, co bardziej bawiło, niż zniechęcało. Uśmiechnąłem się, całując jej dekolt, gdy ta dalej ze mną walczyła.
-Zayn, weź przestań się wydurniać!
-Obiecałem Ci to, byłaś niegrzeczna-powiedziałem.
Jej opieranie się nie trwało długo, bo w końcu widząc, że ze mną nie wygra, opadła na poduszkę i zobaczyłem pierwszą łzę na jej policzku, a za nią kilka kolejnych. Spojrzałem w jej oczy, które śledziły moje ruchy i nie widziałem już żadnej złości, tylko sam strach. Uśmiechnięty, odpiąłem jej spodnie, po czym rzuciłem za łóżko, zostawiają ciało dziewczyny w samej bieliźnie. Oddech Em zaczął przyspieszać z każdą chwilą, w której znowu się do niej zbliżałem.
-Wiesz, co Ci teraz powiem?-szepnąłem, ścierając jej łzy z policzków.-Że na to czekałem od samego początku. Aż przestaniesz się opierać i udawać odważną, a pokażesz, że się boisz.
-Daj mi odejść, przepraszam za to z Lucasem, ale nie rób mi tego, nie jestem gotowa-załkała.
-Jesteś głupia-skwitowałem, wstając z łóżka. Sięgnąłem jej T-shirt i klękając obok dziewczyny, narzuciłem znów na jej ciało.-Jeśli myślałaś, że Cię zgwałcę, to jesteś zwyczajnie głupia. 
Em spojrzała na mnie z nieufnością i podciągnęła kołdrę do pasa, żeby zakryć nogi. Nim cokolwiek zrobiłem, odczekałem, aż dziewczyna się uspokoi, bym mógł ją przytulić.
-Nigdy Cię źle nie dotknę, jeśli nie będziesz tego chciała, rozumiesz?-powiedziałem.-Jestem jaki jestem, ale nie zgwałcę kobiety, bo to niszczenie jej życia, zwłaszcza psychicznego.
-Jesteś naćpany, możesz zrobić wszystko.
-Jestem, ale nie w takim stopniu, żeby Cię krzywdzić.
Położyłem się na swojej połowie łóżka, po czym objąłem Em, która czując, że nic już nie zrobi, pozwoliła się przytulić. Obudziłem się rano, leżąc na boku, ale ból głowy, który mi doskwierał, spowodował, że zatopiłem twarz w poduszce. Nie pamiętałem nic z wczorajszego wieczoru, byłem u Sama i to na tyle. Powoli usiadłem na brzegu łóżka, po czym spojrzałem na pokój. W ścianie było małe wgnieceni, a rozwalone krzesło leżało na podłodze. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem, że Em leży zwinięta w kłębek.
-Nie-szepnąłem do siebie.-Em? Co Ci zrobiłem?
-Zostaw mnie-mruknęła, odsuwając się.
-Em, co się wczoraj stało? Zrobiłem Ci coś?-spytałem spanikowany, na co nie usłyszałem odpowiedzi.-Em, do jasnej cholery, wiem, że byłem naćpany, ale powiedz mi, czy coś Ci zrobiłem.
-Spotkałeś mnie i Lucasa na mieście, oskarżyłeś mnie o zdradzanie, zaciągnąłeś do domu, zwyzywałeś, pomiatałeś mną, rozebrałeś mnie, zmuszałeś do całowania i gdy w końcu się poddałam, usłyszałam, że tego chciałeś! Chciałeś, żebym przestała udawać odwagę i się Ciebie bała! Na koniec gdy zapłakana myślałam, że mnie zgwałcisz, od tak mi powiedziałeś, że chciałeś mnie tylko nastraszyć. To chciałeś usłyszeć?-krzyknęła z wyrzutem.
-Ja pierdolę, Em nie chciałem-jąkałem się, nie wiedząc, co jej powiedzieć.-Ja nie ćpam, zrobiłem to pierwszy raz od dawna i żałuję, że dałem się namówić.
-Nienawidzę Cię-wyrzuciła z siebie.-Odkąd Cię pocałowałam, coś się zmieniło. Zaczęłam inaczej o Tobie myśleć, zaczęłam się dobrze czuć z Tobą, gdzieś w środku się cieszyłam, że już wróciłeś, ale oczywiście jedyne co widziałeś to Lucasa i to żeby go pobić.
-Spierdoliłem wszystko, ale byłem naćpany, to się już nie powtórzy.
-Masz rację, bo odwozisz mnie do domu i już Cię nie chcę widzieć.
-Em...
-Zamknij się i mnie odwieź-powiedziała stanowczo.
Odpuściłem, w środku przezywając się od najgorszych. Co ja najlepszego zrobiłem? Zrezygnowany zszedłem na dół i po kilku minutach próśb udało mi się pożyczyć samochód od Liama. Em w tym czasie się ubrała, po czym zeszła po schodach, udając, że mnie nie widzi. Zasłużyłem sobie. W samochodzie żadne z nas nie odezwało się słowem, jednak gdy Em już chciała wyjść, złapałem ją w łokciu i na chwilę przytrzymałem.
-Mogę przyjechać? Porozmawiać, proszę.
-A kiedykolwiek potrzebujesz pozwolenia?-parsknęła i wyszła.
Odprowadziłem Em wzrokiem, mając nadzieję, że gdy tu wrócę, nie wywali mnie za drzwi i będzie chciała rozmawiać. Najchętniej już teraz bym ją przytulił, ale co mogę zrobić, skoro już spierdoliłem wszystko, co zdołałem zbudować.








CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Mamy trzeci rozdział, który mi kompletnie nie wyszedł. Widziałam go trochę inaczej, ale nie wiem czemu, jak cokolwiek napisałam, coś mi nie pasowało i usuwałam. W końcu postanowiłam nie przedłużać i dodać to, co tutaj wydusiłam. Przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy, które mogły się pojawić i mam nadzieję, że fabuła się podoba ;) Do zobaczenia.


wtorek, 30 sierpnia 2016

Rozdział 2

W chwili gdy chłopak zniknął mi z oczu, poczułam, że zaczynam się naprawdę stresować, a on sam rozłączył się, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Odrzuciłam telefon na łóżko i wybiegłam na schody, gdzie usiadłam na najwyższym schodku. Obserwowałam drzwi już jakiś czas ciągle myśląc, gdzie podział się Zayn, przez co nie zwróciłam uwagi, że mój brat ciągle się na mnie patrzy. 
-Ty jednak musisz się leczyć-usłyszałam jego rozbawiony i sarkastyczny głos.
-Rozmawiasz ze swoimi niewidzialnymi kolegami?
-Jesteś żałosna.
-Tak jak ty-uśmiechnęłam się. 
Chłopak ominął mnie kręcąc głową, co odebrałam jako zwycięstwo, że nie widzi sensu w dalszej rozmowie. Odczekałam chwilę, aż zszedł i rzucając ostatnie spojrzenie na drzwi, wróciłam do pokoju, czując dalszy niepokój. Zayn by tak łatwo nie odpuścił. Usiadłam na łóżko, starając się rozumować jak on, jednak nie szło mi za dobrze. Nie wiem, gdzie on teraz jest, ale póki nie słyszę wściekłych rodziców, nie mam się czym przejmować. Potarłam ręce o uda, po czym wstałam i sprawdziłam łazienkę, która była najmniej prawdopodobnym miejscem na kryjówkę, jednak w przypadku Zayna nadal bardzo możliwa. Widząc, że jest pusta, zatrzasnęłam drzwi mocniej, niż planowałam i wkurzona wyszłam na balkon, łapiąc swój telefon. Znalazłam numer Malika, po czym wcisnęłam ikonkę słuchawki. Z każdym sygnałem coraz bardziej zaciskałam rękę na telefonie, aż doczekałam się głosu chłopaka po drugiej stronie.
-Szukasz kogoś?-zaśmiał się, przez co mogłam sobie wyobrazić jego wywyższający uśmiech.
-Mam dość zabawy w kotka i myszkę. Chcesz się spotkać z moimi rodzicami? Proszę bardzo, przynajmniej wtedy mi zakażą się z Tobą spotykać i nie będę musiała Cię widzieć.
-Nie byłbym tego taki pewien.
-Nie znasz ich, z resztą nie znasz też mnie-warknęłam.
-Wejdź do pokoju, to się poznamy-odpowiedziawszy, znowu się rozłączył.
W mgnieniu oka znalazłam się w środku swojej sypialni, gdzie zobaczyłam, jak Zayn co chwila bierze jakąś rzecz do ręki. Zamknęłam drzwi balkonowe, mrucząc pod nosem przekleństwa, po czym podeszłam do niego i go odepchnęłam. Chłopak podniósł ręce do góry w geście obrony, a ja odłożyłam jedno ze zdjęć na swoje miejsce.
-Jak tutaj wszedłeś? Czekałam na schodach przez kilka minut i Cię nie widziałam.
-Nie powiem Ci, Em-pokiwał przecząco głową.-To moja tajemnica. Za to ty miałaś czekać na mnie gotowa do wyjścia-zmienił temat jak i swoją minę, która teraz była bardziej ostra.
-A ja mówiłam, że nigdzie nie idę.
-Nigdy nie słucham nikogo.
-Zauważyłam-warknęłam.-Czego ty chcesz? I tak nie zaliczysz, więc odpuść-stanęłam przed nim, krzyżując ręce na klatce, a mało brakowało a moja noga wykonałaby ruch jak u małej dziewczynki, która nie dostała tego, co chciała.
-Dlaczego od razu zakładasz, że chcę cię zaliczyć-parsknął, krzywiąc się.
Zamilknęłam na chwilę, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć, aż zdecydowałam przestać się unosić, co mogłoby spowodować nagłe wpadnięcie do mojego pokoju reszty mieszkańców tego domu. Odetchnęłam spokojnie, odbierając Zaynowi kolejną rzecz z ręki.
-Dlaczego ja?!-jęknęłam.-Mało masz dziewczyn dookoła?
-Jesteś szczególna. Na twoim miejscu bym się cieszył. Nie każda może mnie mieć. I nie, nie mów, że nie jesteś jak inne, bo to wiem-mruknął z uśmiechem.-Powtarzanie, że jesteś moja, jest głupie, ale w tym momencie najbardziej pasuje, Em.
-Nudne jest to, że próbuję cię spławić od samego początku, a ty łazisz za mną jak pies. Usłyszałam już o tobie dosyć. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego-stwierdziłam.
-Czekaj...od kogo i co usłyszałaś? Nie wiesz, że nie patrzy się na to, co mówią inni?-splunął w moją stronę. Zrobiłam kilka małych kroków w tył, by zwiększyć odległość między nami, choć na niewiele się to zdało, bo jego ciała i tak po chwili było zbyt blisko mojego.
-Od Lucasa. Interesują cię trzy rzeczy-seks, imprezy i zapewne narkotyki. Nie zdziwię się, jak po wciskaniu mi setek bzdur, pójdziesz do klubu i...
-I co?-przerwał mi, zaciskając swoją pięść. Spojrzałam na nią, czując gulę w gardle, bo z jednej strony przez głowę przemknęła mi myśl, że może mnie uderzyć, ale z drugiej jeśli mu na mnie zależy, to mi nic nie zrobi.
-I jakąś zaliczysz-wypowiedziałam niepewnie.
-Jeszcze raz powiesz coś takiego, a się odegram-zapewnił mnie.-Nie wiesz o mnie nic, a myślisz, że wiesz wszystko. Jakbym chciał zaliczyć, to bym nie tracił tutaj czasu, a jeśli chciałbym przelecieć Ciebie, to bym już to zrobił. A chcę od początku, więc się pilnuj, skarbie.
-Nie będę spała z kolesiem, który śpi z każdą dziewczyną w mieście-syknęłam.
-Skoro jesteśmy przy opiniach innych, słyszałem, że jesteś dziwką-wypalił, unosząc brwi. 
Moja ręką odruchowo wzięła zamach, by złączyć się z policzkiem Zayna, jednak w ostatniej chwili odsunął się, łapiąc mój nadgarstek. Byłam za pewna siebie, co mnie zgubiło i to bardzo szybko. Szarpnęłam się na marne, tracąc tylko siły, gdy on ciągle wbijał we mnie swoje ciemne tęczówki.
-Kurewsko miło, gdy ktoś obraża cię bez podstaw, prawda? A teraz chcę wiedzieć, jak ma na nazwisko ten Twój przyjaciel-rozkazał, nadal mnie trzymając. 
-Nie powiem...-Zayn ścisnął moją rękę jeszcze bardziej, przez co czułam, że nie wytrzymam i jęknęłam, starając się uwolnić. Zagryzłam wargę, zginając się, po czym prawie krzyknęłam.-Wood, do cholery. Po co Ci to?! 
-Masz zakaz widywania się z nim-powiedział po chwili zastanowienia.-Jeśli oboje kiedykolwiek się spotkacie, ucierpicie na tym-dodał.
-Nie masz na to wpływu.
-Od teraz mam wpływ na całą Ciebie. Na to co jesz, kiedy śpisz, gdzie wychodzisz i z kim wychodzisz. Mógłbym z Tobą zrobić, co mi się zechce, ale tego nie robię, bo mi na Tobie zależy, więc to uszanuj-odparł chłodno. Zmarszczyłam brwi, masując prawy nadgarstek, gdy Zayn przeczesał włosy, prawie niesłyszalnie odchrząkając. Chłopak otwarł usta, by coś powiedzieć, jednak przerwał mu głos mojego ojca, który był już zdecydowanie na górze schodów. Spojrzałam na niego, po czym popchnęłam w stronę łazienki, słysząc pomruki, które w tym momencie były mało ważne.
-Em, chciałbym porozmawiać-w tej samej chwili co Zayn zamknął się w łazience, do pokoju wszedł mój ojciec, rozglądając się w poszukiwaniu mojej osoby.
-Więc?
-Więc, słyszałem, że nadal nie godzisz się z moją decyzją. Zrozum, że cała działalność chce się przenieść i nic z tym nie zrobię, skarbie.
-Jakbyś chciał, to byś zrobił-uśmiechnęłam się sztucznie.-Nie wiem, czy to zauważyłeś, ale i tak już straciłam niektórych przyjaciół, chłopaka i nie mam zamiaru zostawiać Alex i Lucasa. Tu się wychowałam, więc nie mam zamiaru opuszczać tego miejsca.
-Przyjaciół znajdziesz sobie nowych w każdym miejscu na świecie. Co do Marcina, przestań się okłamywać, Em-parsknął, jakby był to jeden z jego obojętnych tematów do rozmów. Szkoda tylko, że zapomniał, ile znaczy dla mnie ten temat, o którym mieliśmy już w tym domu nie rozmawiać.
-Co proszę?-spytałam.
-Tak, dziecko. Wszyscy wiedzą, jak było, jedynie ty nadal sobie coś wmawiasz. Nie zostawił Cię ze względu na nasz wyjazd-wytłumaczył z rażącą pewnością. W jednej chwili zapomniałam o tym z kim rozmawiam, o tym że Zayn jest w łazience i będzie zadawał pytania, a przypomniałam sobie całe ostatnie dwa lata, które chciałabym wymazać z pamięci.
-Wy nic nie wiecie-podniosłam głos.-Nie wiecie, co przeszłam z tym dupkiem. Nie wiecie, że mimo to nawet jakby tu teraz stanął, to zapewne bym mu dała szansę, bo nie zapomniałam tych dobrych chwil, ale wy do cholery wszystko psujecie. Nienawidzę was!
-Nie wiemy?! A kto płakał całymi nocami, bo on nie chciał Cię widzieć? Kto ciągle Cię zdradzał, albo zmuszał do czegoś, czego nie chciałaś, no kto?!-krzyknął.-Zacznij myśleć, skarbie i zmień słownictwo.
-A ty zniknij z tego pokoju, tato-wywarczałam, akcentując ostatnie słowo.-Przyszedłeś tutaj rozmawiać o jednej sprawie, ale jak zawsze zszedłeś na tą, o której mieliśmy już nie mówić-zaczęłam
już prawie szeptać, szybko mrugając, żeby się nie rozpłakać. Mina ojca mówiła sama za siebie, że zaczyna żałować, że w ogóle tu przyszedł, ale duma mu nie pozwalała na przyznanie się do tego.-Wyjdź stąd i dajcie mi spokój.
Zamknęłam za nim drzwi, po czym oparłam się o nie głową i wiedziałam, że dziś będzie ten jeden z wielu dni, które mnie ostatnio omijały, gdy będę od nowa przeżywała swój stary związek. Pociągnęłam nosem, prostując się, bo usłyszałam, jak Malik wychodzi z łazienki.
-Nadal chcesz być z taką frajerką jak ja? Tu jest jakiś cyrk-odparłam, stojąc tyłem do chłopaka. 
-Jakoś mnie to nie odstraszyło. To ten sam powód, przez który wczoraj miałaś zły humor?
-Zostaw mnie, Zayn. Nie mam ochoty na rozmowy z Tobą-jęknęłam, przygryzając palec, bo chciałam się nie rozpłakać, jednak duszenie emocji przez ostatnie dni nie wyszło mi na dobre. Łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, zostawiając mokre ślady, a ja nie umiałam ich zatrzymać. 
-Nie mów-wzruszył ramionami.-Ale się przytul.
-Znam Cię dzień i nie będę przytulała obcej osoby-wyjąkałam, łapiąc oddech.
-Ale ty pieprzysz-westchnął.
Szatyn przytulił mnie bez zawahania, jednak nie trwało długo, a odepchnęłam go od siebie, kiwając głową, żeby tego nie robił. Był zły, ale hamował się przed powiedzeniem czegokolwiek, nadal patrząc na mnie. Jego oczy były inne niż dotychczas, co sprawiło, że na chwilę zapomniałam, kogo mam przed sobą.
-Zayn, wyjdź już z tego domu.
-Nie. Masz mi powiedzieć, co się dzieje. Zrozum, że Ci pomogę. Powtarzasz mi ciągle, że nie jestem Bogiem, ale nie wiesz, ile mogę dla Ciebie zrobić, Em-zaprotestował.
-Boże, dlaczego mnie to spotkało?! Odpuść sobie, nie chcę z Tobą być, bo mnie odrzucasz!-krzyknęłam, nie myśląc o tym, co mówię. Malik jak popchnięty przez kogoś niewidzialnego odskoczył od biurka, po czym znalazł się przy mnie.
-Przeproś za to, albo na następny raz przyjadę z przyjacielem, który się Tobą zajmie-mruknął ostro.
-Nie przeproszę Cię, masz wyjść-nadal stałam przy swoim, nie dając się mu zastraszyć.
Zayn zaśmiał się pod nosem, odchylając głowę do tyłu. Mało brakowało, a przez jego udawaną troskę o to, co się stało, zmieniłabym zdanie. Stałam zdecydowanie za blisko niego, przez co przesunęłam się powoli w lewą stronę, żeby zyskać więcej przestrzeni.
-Nie mam już dzisiaj czasu, ale jutro wieczorem może się dziać, co chce, a ty pojedziesz ze mną do chłopaków. Spróbuj odstawiać przedstawienia jak dziś, to zobaczysz, że opowiadania Twojego przyjaciela są dalekie od prawdy-warknął.
Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi, zastanawiając się, gdzie zrobiłam błąd. Musiałam z kimś porozmawiać, musiałam komuś się wyżalić, żeby nie cisnąć nic w sobie. Założyłam szybko buty, łapiąc w międzyczasie telefon, a gdy włożyłam go w kieszeń, wyszłam przed dom. Alex mieszkała na tej samej ulicy co ja, ale na drugim jej końcu, przez co zawsze byłyśmy dla siebie ratunkiem, bo wystarczyła jedna wiadomość, a po kilku minutach mogłyśmy o wszystkim rozmawiać. Prawie biegiem weszłam do jej domu, wiedząc, że jest sama i zobaczyłam, jak schodzi po schodach.
-Hej. Coś się stało?-uśmiechnęła się.-Płakałaś?
-To już nie ważne, czy ja płakałam. Mam za dużo do powiedzenia, nie wiem, od czego zacząć. Wali się wszystko, a ja za cholerę sobie nie poradzę-dziewczyna złapała mnie za rękę, ciągnąc do swojego pokoju. Gdy do niego weszłam, zobaczyłam, że Lucas siedzi po turecku na podłodze i ogląda jakiś serial. Zasalutował mi na powitanie, uśmiechając się. Ale wyłączyła telewizor, nie patrząc na urażoną minę przyjaciela i usiadła na swoim łóżku.
-Opowiadaj, mamy czas.
-Więc pierwsza sprawa o której Tobie nie powiedziałam. Ojciec znowu chce wyjechać i ciągle są o to kłótnie. Powiedział, że znajdę sobie nowych przyjaciół, a na argument, że Marcin mnie zostawił przez takie wyjazdy, odparł obojętnie coś w stylu-''Nie okłamuj się, każdy wie, dlaczego Cię zostawił''.
-Nie żartuj, Em-mruknęła dziewczyna.-Mieliście już tutaj zostać.
-Mieliśmy-parsknęłam złością.-Mam ich dosyć. Najchętniej bym ich nie oglądała przez najbliższe miesiące. To jest niszczenie mi życia i to że miał prawo zacząć ten temat, całkowicie ich pogrążyło.
-Yhm no wiesz, ja trzymam Twoją stronę, ale to jest prawda, Em. Marcin Cię zostawił, bo...
-Bo? Chociaż ty powiedz mi to w twarz, a nie za każdym razem jak ktoś ma mi to powiedzieć, nagle gubi słowa i się zamyka-krzyknęłam. Alex zawahała się, aż odchrząknęła, dając mi znak, że zaraz usłyszę coś, czego w sumie nie chcę zaakceptować.
-Bo nie chciałaś z nim iść do łóżka, bo chciał Cię jedynie wykorzystać, bo jest tępym frajerem. Zaczęłaś przez niego ćpać, cudem się opanowałaś, a on i tak miał na Ciebie wyrąbane. Zawsze byłaś na każde jego zawołanie, cokolwiek by się nie działo, to ty obrywałaś. Nie szanował Cię. A nawet teraz widzę, jak go bronisz, dziewczyno!
-Wtrącam się, ale mimo tego co jej zrobił, nadal mówisz o moim kuzynie, więc się opanuj.
-Oh, wali mnie to-spławiła Lucasa, krzywiąc się.-Takiego chcesz chłopaka? Niszczył Cię.
-Kochałam go, nadal za nim tęsknie, ale jednocześnie się boję-dodałam ciszej.
-Właśnie, boisz się, bo Ci groził! Otwórz oczy, Em, proszę Cię-Alex jęknęła, zakrywając twarz rękoma.-Tym razem to my nie mamy dobrej wiadomości-westchnęła, patrząc na Lucasa, dając mu znak, że ma zacząć mówić. Usiadłam obok Alex, miętoląc koniec swojej bluzki na odstresowanie.
-Marcin wraca znów do Londynu. Znudziło mu się u swojej ciotki i wraca tutaj. Za niecały tydzień przyjedzie-powiedział, a ja całkowicie odpłynęłam. Marcin wraca, moja dawna miłość i koszmar w jednym znów będzie chodził tymi samymi ulicami co ja. Do tego Zayn, kłótnie z moimi rodzicami.
-Nie myśl, że Ci pozwolę do niego wrócić. Po moim trupie-oświadczyła.
-Zmieńmy ten temat-mruknęłam.-Mam jeszcze jedną rzecz do powiedzenia. Ostatnio pytałam Lucasa o Zayna Malika. W pewnym sensie kłamałam. Wpadłam na niego, gdy biegałam, a on dziś od tak wszedł mi do domu. Jest nakręcony na to, że jestem jego dziewczyną. Zakazał mi się z Tobą spotykać.
-Pff, to nie jest troska, tylko chora chęć władzy-mruknął Lucas.-Czemu musiałaś wpaść na niego? Wiesz, że on prawdopodobnie zna Lucasa? Skoro tak jedziecie po moim kuzynie, to Ci powiem, że są dokładnie tacy sami.
-Nie dziwię się wcale, że oni się mogą znać-odparła Alex.-Oboje nie należą do najgrzeczniejszych.
-I co ja mam zrobić?-szepnęłam zrezygnowana.-Może i Zayn miał wiele szans, żeby mi coś zrobić, ale za każdym razem panował nad sobą, a Marcin pokazał swoje. Nic nie zmienia faktu, że nie chcę być z Zaynem. Nie chcę mieć żadnego chłopaka.
-Nie zbliżaj się do Zayna-mruknął Lucas.-Jest porąbany. Musi mieć, co chce, a jak tego nie dostaje, to współczuje osobie, która się mu stawia. Muszę lecieć-wydusił na jednym tchu, idąc w stronę drzwi.
Zatrzasnęły się za nim z trzaskiem, przez co spojrzałam na Alex. Jego zachowanie było dziwne, a dziewczyna jedynie wzdrygnęła ramionami, patrząc na sufit. Leżałyśmy w ciszy przez dobre dziesięć minut, przez które wymyśliłam milion wersji mojej przyszłości. Gdybym tylko mogła o tym zapomnieć i nie mieć żadnych problemów.
-Malik jest przystojny, ale nie ciągnie mnie do niego-zaczęłam.
-Ciebie nie ciągnie do żadnego, bo ciągle masz nadzieje związane z Marcinem, a on pewnie już miał setki innych dziewczyn i zapomniał o Tobie. Nie znam Malika, a nie chcę go oceniać po tym, co mówią inni, chociaż nie powiem, że nic dobrego o nim nie słyszałam.
-I dobrze słyszałaś-westchnęłam, kończąc kolejny moment naszej rozmowy, po której nastała głucha cisza, gdy miałyśmy czas na to, żeby wszystko poukładać w swoich głowach.










CZYTASZ=SKOMENTUJ  
Hej, przepraszam za dłuższą nieobecność, ale nie miałam czasu pisać z powodu wyjazdów. Dlatego też dodaję ten rozdział dopiero na zakończenie wakacji :D Mam nadzieję, że się podoba. Zakładka bohaterowie będzie jutro zaktualizowana, a kolejni jeśli się tacy pojawią, będą dodawani na bieżąco. Do następnego :* 

niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 1

 Em POV*
-Em, obiad już stoi!-krzyknęła moja mama, słysząc, że weszłam do domu.
Bez słowa poszłam do swojego pokoju, pisząc wiadomość do Lucasa, że chcę się z nim spotkać. Kto jak kto, ale on na bank będzie wiedział, kim jest ten chłopak. Z Lucasem znam się od kilku lat. Mimo że co chwila wyjeżdżam z Londynu, nasz kontakt się nie urywa. W sumie dobrze że mam takich przyjaciół jak on i Alex, bo inaczej byłoby ciężko. Gdy się przebrałam, odrzuciłam telefon na łóżko, by zejść do rodziców. Na samą myśl o rozmowie z nimi, miałam mdłości i jednocześnie we mnie buzowało. Nie mogąc nic zrobić, zeszłam na dół, po czym usiadłam z nimi przy stole. Cisza trwała długo, jednak wiadomo, że nie obyło by się bez najcichszego, wypowiedzianego zdania. 
-Przemyślałaś już swoje zachowanie, czy nadal będziesz się obrażać?
-A co mam robić, jeżeli średnio co trzy miesiące gdzieś wyjeżdżamy. Ja mam tu przyjaciół i tu się wychowywałam. Chcecie, to sami sobie jedźcie, a ja zostaję w tym miejscu.
-To nie wina ojca, że tam przydzielają mu pracę.
-To jest jego wina. On jest szefem i ma pełno ludzi, którzy z chęcią by jechali w te wszystkie miejsca. Zostałby tutaj w firmie, a wtedy byliby wszyscy szczęśliwi-zaakcentowałam ostatnie słowa.
Toby pokiwał głową, co pominęłam, żeby nie rozwijać kolejnej wojny między nami. Reszta obiadu przebiegła w ponurej ciszy, która drażniła mnie równie dobrze jak wcześniejsza rozmowa. Ze zniecierpliwieniem czekałam na Lucasa, a  gdy zadzwonił dzwonek, wstałam z krzesła i bez podziękowania, wyszłam. Wpuściłam chłopaka do środka, nadal trochę naburmuszona, jednak nie zaczął wypytywać, co się się stało, za co mu w duchu dziękowałam.
-Hej, Em-rzucił od tak, przytulając mnie.
-Idź od razu do pokoju, bo nie mam zamiaru tu siedzieć.
Chłopak w szybkim tempie pokonał schody i wpadł do mojej sypialni. Rzucił się na kołdrę, zakładając ręce za głowę, a ja kopnięciem zamknęłam drzwi. Ostatnio mam wrażenie, że nawet jak jesteś pełnoletni, to wszyscy uważając cię za dzieciaka. Jeszcze trochę będą lepiej traktowali Tobiego niż mnie i moje zdanie. Zasrana demokracja w tym domu sprowadza mnie na dno.
-Wnioskuję, że znowu chcą gdzieś wyjechać.
-Nie denerwuj mnie nawet. Od rana są kłótnie. Nigdzie nie jadę, bo mam już tego dosyć. Ciągle rozstaję się z tobą i Alex, a wcale nie musimy wyjeżdżać. W każdym razie nie o tym chciałam mówić. Znasz Zayna Malika?-spytałam. Lucas na kilka sekund się zmieszał, jakby chciał coś ukryć, aż odchrząknął i się uśmiechnął, patrząc mi w oczy.
-Chcesz zarywać?-poruszył śmiesznie brwiami.-Nie znam, ale kojarzę. Z resztą kto by go nie kojarzył. Ma się za najlepszego w okolicy, w skrócie bawi się w bad boy'a. Patrząc na niego i jego koleżków, mogę strzelać, że pewnie ćpa i handluje.
-Toby mi coś o nim opowiadał. W sumie nie dziwię się, że Zayn bawi się w niegrzecznego, bo inaczej młody nie zwróciłby na niego uwagi-wykręciłam się kolejnym kłamstwem.
-Ja to bym się martwił, czy nie kupuje od niego towaru-zaśmiał się. Moje kłamstwo wypaliło w stu procentach, bo nawet nie pomyślał, że mogłabym się z nim już spotkać. Nawet nie chciałam go już widzieć. Wyprowadził mnie z równowagi w ciągu jednego dnia, a to dużo jeżeli o mnie chodzi.
-A seks lub coś takiego?-wypaliłam, na co chłopak zaczął się śmiać.
-No lubi, jeśli o to ci chodzi. Jaki facet tego nie lubi, Em? Nie wymienisz takiego, mówię ci. Zayn jest takim bad boy'em, już ci to mówiłem. Tatuaże, imprezy, laski? Oglądnij sobie film o złych chłopcach. To jest ten sam świat, tylko ludzie go nie zauważają w prawdziwym życiu.
-Dobra, już nieważne. Nie chcę wnikać-mruknęłam.
-Tak na przyszłość, nie wdawaj się z nim w żadną znajomość, bo źle na tym skończysz. Nie straszę cię, tylko daję radę-wypowiedział poważnie, by po chwili ukazać uśmiech, gdy zobaczył moją zapewne zdenerwowaną minę. Odpowiedziałam mu wymuszonym uśmiechem, ale miałam chęć uderzyć głową o ścianę. Co ja teraz będę musiała przejść?!-Masz jakiś ciekawy film?
-Możesz włączyć jakiś o złych chłopcach-odparłam, by rozluźnić atmosferę. Chłopak zaczął się śmiać, grzebiąc w mojej szufladzie, gdzie miałam pełno płyt z filmami, a ja w głębi właśnie popełniałam samobójstwo. Zamknęłam na chwilę oczy, czując, że robi mi się ciepło. Nie odpiszę mu na wiadomości, nie będę odbierała telefonu, a odpuści i da mi spokój. Przecież i tak nie wie, gdzie mieszkam. Usiadłam na swoim łóżku, dalej grzebiąc w komórce, gdy dostałam wiadomość, która spowodowała u mnie zawał. Włączyłam ją i zaczęłam się sama do siebie śmiać. Wystraszył mnie kolejny, bezsensowny konkurs.
Oglądnęłam cały film, nie bardzo się nim interesując, więc ledwo Lucas wyszedł, wykąpałam się. Chciałam zapomnieć o dzisiejszym dniu raz na zawsze. Wcisnęłam się między poduszki, które po prostu kocham i przytulając swojego misia, leżałam póki nie zasnęłam.
Kolejnego dnia obudziło mnie szuranie w pokoju. Podniosłam się na łokciu, by zobaczyć co się dzieje i myślałam, że wyjdę z siebie. W ciągu kilku sekund wyleciałam z łóżka, po czym zaczęłam wypychać Tobiego z pokoju. Chłopak opierał się, jednak moja przewaga wieku wygrała.
-Pozwoliłam ci wejść głupku?
-Bierz te łapy! Na następny raz jak coś bierzesz z mojego pokoju, to oddawaj.
-Nic nie brałam, a ty wypieprzasz w trzy sekundy, bo powiem mamie o twoich ciekawych czasopismach pod łóżkiem-warknęłam w jego stronę. Obdarował mnie spojrzeniem, które mówiło, że się na mnie wkurzył jeszcze bardziej, ale wyszedł z pokoju bez słowa.
Wiedziałam, że dzięki niemu już nie zasnę, więc leniwym krokiem skierowałam się do szafy, z której wyjęłam ciuchy. Założyłam pierwszą bluzkę, która od razu poleciała na ziemię, a zaraz za nią rzuciłam kolejną. Dopiero trzecia mi odpowiadała, chociaż i tak stwierdziłam, że muszę się wybrać do galerii, by kupić kilka nowych. Ubrana odczekałam kilka minut, mając nadzieję, że nie natknę się na nikogo na dole i zeszłam do kuchni. Z powodu że nie byłam głodna, wzięłam jedynie banana z miski i wyszłam z domu, po drodze łapiąc telefon z szafki. Zayn-zaświtało mi w myślach, gdy przechodziłam obok parku, w którym wczoraj musiałam się z nim męczyć. Nie dał sygnału życia, co wskazuje na to, że widocznie odpuścił. Wprost nienawidzę chłopaków, którzy narzucają się jak psy. Rozumiem starać się, żeby kogoś zdobyć, ale ja już nasłuchałam się o nim za dużo i domyślam się, dlaczego to robi. Zakładając swoje okulary przeciwsłoneczne, przeszłam przez ulicę, skąd było już jakieś pięć minut do mojego celu. Wczoraj Lucas obiecał mi, że na razie nic nie powie Alex o mojej prawdopodobnej przeprowadzce na kolejny, nieokreślony czas. To mój kolejny, zasrany problem, który rujnuje mi każdy dzień. Będąc w środku budynku, weszłam do pierwszego sklepu, w którym od razu zabrałam się za przeglądanie ciuchów. Przymierzyłam jedną z bluzek, która spodobała mi się od pierwszego wejrzenia i ją kupiłam. Już dawno zakupy nie szły mi tak szybko. Pieniądze, które wydała mi kobieta włożyłam do portfela i łapiąc torbę, skierowałam się do wyjścia ze sklepu, by iść do kolejnego. Spuściłam na chwilę głowę, patrząc na podłogę, gdy poczułam, jak odbijam się od czyjegoś ramienia, w skutego czego torba poleciała na moje nogi, a ja sama się zachwiałam.
-Przepraszam, nie...Boże, to są jakieś żarty-jęknęłam, widząc, że to Zayn.
Szatyn stał z uśmiechem na twarzy, jednak w ciemno mogłam obstawiać, że sam mnie wcześniej nie widział, bo w ręce nadal trzymał włączony telefon,w który musiał być zapatrzony. Gdy schował go do kieszeni, skrzyżował ręce na klatce, przez co jego mięśnie się napięły. 
-Jestem dobry z matmy i z moich obliczeń wynika, że to trzecie spotkanie, czyli stawiasz mi kawę.
-Śledziłeś mnie, czy mam cholernego pecha?-spytałam, wpatrując się w jego okulary przeciwsłoneczne, które miał na klatce. Widziałam w nich swoje odbicie, które zdradzało, że po prostu
nie mam ochoty z nim rozmawiać, a przecież jeszcze nie dawno cieszyłam się, że się ze mną nie skontaktował. Bo naprawdę musiałam iść na zakupy-zakpiłam w myślach.
-To jak? Wypijemy tą kawę,czy może znowu mam kupić ci wodę.
-Odpierdol się Zayn. Nie będę traciła na ciebie pieniędzy!-warknęłam, omijając go. Chłopak złapał mój nadgarstek, by z łatwością móc mnie z powrotem pociągnąć na miejsce.
-Em, przestań zgrywać niedostępną. Wiem, że ci się podobam.
-Po raz drugi ci mówię, że nie jestem jak inne, rozumiesz? Nie lecę na ciebie, nie każdemu się widocznie podobasz i nie chcę iść na żadną kawę.
-Oszukujesz się-odparł, na co zaczęłam się śmiać, kiwając głową.
-Zniknij, nie podchodź do mnie, przestań mnie męczyć. Będę wtedy szczęśliwa.
Ominęłam chłopaka, który wędrował za mną wzrokiem, jednak w końcu wszedł do sklepu, w którym chwilę wcześniej sama byłam. Nie, nie, nie. Czy ja nie mogę mieć chociaż jednego normalnego dnia?! Czy to naprawdę tak ciężko się w nic nie wpakować i z nikim się nie kłócić?! Przejrzałam jeszcze kilka sklepów, kupując w nich dwie bluzki, jednak ciągle miałam głupie uczucie, że Zayn nadal jest blisko mnie. Z siatkami w ręce weszłam na ruchome schody, by zjechać na parter, gdzie do wyjścia było dosłownie kilka kroków, gdy usłyszałam za sobą ten znajomy głos.
-Co robisz dziś wieczorem?
-Nic związanego z tobą. Mam cię zjechać jeszcze bardziej, żebyś dał mi spokój?
-Nic mnie od ciebie nie zniechęci-odparł, przyspieszając kroku, żeby zatarasować mi drogę.
-Dobra. Mówię ci po raz setny, że masz się odjebać. Nie jestem jak inne twoje laski od ruchania. Podejrzewam, że nawet nie wiesz, co to znaczy kogoś kochać. Nie boję się ciebie, ty nic mi nie zrobisz, a jeżeli chcesz, żebym była szczęśliwa, to się odjeb!-prawie krzyknęłam.
Założyłam na nos swoje okulary, chcąc go ominąć i wyjść na zewnątrz, gdy chłopak złapał moją rękę, ciągnąc w kąt, gdzie było ustronne miejsce. Agresywnym ruchem odwrócił mnie do siebie, po czym wbił swoje wkurzone spojrzenie w moją twarz.
-Byłem dla ciebie miły prawie dwa dni-warknął.-Jak na mnie to cholernie dużo. Ale teraz widzę, że inaczej z tobą nie porozmawiam-dodał, zdejmując okulary przeciwsłoneczne, które w tej chwili były jedyną ochroną, przed patrzeniem mu prosto w oczy.
-Mmm czyżby prawdziwa wersja dupka Malika się ujawniała?!
-Nie widziałaś tej wersji i módl się, żebyś jej nie zobaczyła. Dzisiaj po ciebie przyjadę, masz być gotowa. Mile widziana sukienka-mruknął, łagodząc ton głodu.
Odebrałam swoją własność z jego rąk, po czym wyprostowałam się, żeby być na jego wysokości. Z uśmiechem na ustach pokiwałam głową, odpychając go od siebie.
-Nigdzie z tobą nie pójdę. Żegnam.
Nadal trochę zdenerwowana jego zachowaniem opuściłam galerię, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Ja już nie wiem, co ten chłopak sobie wyobraża. Ma się za Boga, jakiegoś władcę, czy coś innego, ale nie pozwolę mu, żeby miał nade mną kontrolę. Gdy dotarłam do domu, od samego progu było można czuć tą napiętą atmosferę. Jak zawsze poszłam do swojego pokoju, po drodze biorąc z kuchni paczkę żelek. Zayn tu nie przyjdzie-stwierdziłam w myślach na pocieszenie. W końcu musiałby spotkać moich rodziców, a sam na pewno tego nie chce. Rzuciłam torby z zakupami obok łóżka, samej się na nie rzucając i włączyłam telewizor. Dawno nie rozmawiałam z Alex, a mam jej dużo do opowiedzenia z ostatnich dni, tym bardziej musi w końcu się dowiedzieć o tej przeprowadzce. Nie będę ciągle przed nią ukrywała, że znowu muszę wyjechać. Gdy mój ulubiony film się skończył, a ja nawet zdążyłam posprzątać pokój, usłyszała, jak dzwoni mój telefon. Odebrałam, wiedząc, że jest to Zayn, jednak nim to zrobiłam, zamknęła drzwi od pokoju, by nikt nic nie słyszał.
-Masz dwadzieścia minut, żeby do mnie zejść-warknął tak, że mogłam sobie wyobrazić jak się spina.
-Powiedziałam ci, że nigdzie z tobą nie jadę. Jak nie znikniesz to wezwę policję.
Krótko po moich słowach przez telefon rozległ się jego gardłowy śmiech. Dobra, kiepski pomysł z tą policją. Podeszłam do okna, by zobaczyć czy faktycznie tam jest i zobaczyłam, jak opiera się o samochód, wpatrując się w okno.
-Odejdź, bo będę musiała tłumaczyć się rodzicom ze znajomości z taką łajzą, jak ty. Jesteś chamski i niemiły dla mnie, a ja mam lecieć do ciebie, jakbyś był księciem na białym koniu?!
-Tak, właśnie coś takiego. Dlatego szykujesz się i schodzisz do mnie lub zapukam do drzwi twojego domu i zapoznam się z twoimi rodzicami, mówiąc, jakiego to masz zajebistego chłopaka.
-Nie zrobisz tego-prawie szepnęłam, patrząc jak chłopak odpycha się od samochodu.
Patrzyłam na niego, widząc, jak odległość do domu coraz bardziej się zmniejsza. Było to, jak jakaś głupia gra, w której przegra ten, który pierwszy odpuści. Szkoda tylko, że to ja byłam na przegranej pozycji, mimo że do końca wierzyłam, że on się cofnie. Po prostu czekałam na to, co zrobi, żałując, że tego cholernego dnia zachciało mi się biegać.







CZYTASZ=SKOMENTUJ 
Hej wszystkim, jak widzicie, zaczynam ff o Zaynie i mam nadzieję, że nie robię wielu błędów w pisowni ;) Komentujcie, piszcie, co się podoba, a co nie, a ja postaram się na tym popracować. Spróbuję też dodawać regularnie rozdziały, jeżeli mi pozwoli na to czas (a w wakacje jest go dużo). Co tu więcej pisać...do następnego! :D
 PROLOG


Zdenerwowana wyszłam na dwór, żeby trochę pobiegać. Dzisiaj jest jeden z moich najgorszych dni w historii. Nie dość, że mój brat jest idiotą, to jeszcze mój ojciec musi ciągle się przeprowadzać, bo dostaje pracę w innym miejscu. Kto myśli o mnie i o tym co czuję?! Nikt! Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha, wchodząc do sklepu. Nie przebiegłam nawet połowy dystansu, który zawsze pokonywałam, a już chce mi się pić. W mojej głowie ciągle latały słowa Tobiego. Chciałabym go rozszarpać na małe kawałki.
-Proszę panią? Kupuje Pani coś?-kasjerka machnęła mi przed twarzą ręką.
-Tak, tylko to-odparłam zmieszana. Po zapłaceniu dostałam z powrotem swoją butelkę i wyszłam przed sklep. Męczę się w tym momencie cholernie, ale nic nie zajmie moich myśli, póki się nie odegram. Dlaczego nie jestem jedynaczką?! Przechyliłam butelkę do swoich ust, chcąc się napić, ale ledwo wzięłam kilka łyków, ktoś na mnie wleciał.
-Ja pierdolę, co robisz!-podniosłam głos.
-Do cholery sama uważaj-syknął praktycznie w tym samym momencie. Chłopak miażdżył mnie wzrokiem, ale że od kilku godzin się we mnie gotowało, mogłam być pewna, że mu nie odpuszczę.-Masz szczęście, że to była woda, a nie słodki sok-dodał, odlepiając mokrą bluzkę od swojego ciała. Spojrzałam na jego klatkę, gdzie biały T-shirt przemókł wodą i podkreślał to, co było pod nim. Normalnie zwróciłabym na to większą uwagę, ale nie tym razem.
-Słuchaj koleś. Może zamiast lecieć na zbity pysk, uważałbyś na innych, co? Nie jesteś pępkiem świata i wisisz mi wodę debilu-warknęłam, omijając go. Podniosłam butelkę z ziemi i wrzuciłam ją do kosza. Moje nadzieje, że zniknie mi z oczu, były zgubne. Skrzyżował ręce na klatce, chamsko się uśmiechając, po czym zrobił krok w moją stronę.
-To ty patrz dookoła, a nie stajesz na środku chodnika i myślisz, że jesteś tu Bogiem! A wodę kupisz sobie sama, zapewne na biedną nie trafiło-parsknął. Dopiero po chwili zauważyłam, że chodzi mu o moje markowe ciuchy do biegania. Zacisnęłam szczękę, licząc do dziesięciu, jakby miało mi to pomóc i wypuściłam powietrze z ust.
-Zasrany dupek-powtarzałam pod nosem, szukając w kieszeni słuchawki. Włożyłam ją do ucha, żeby już nie musieć słyszeć, jakby coś mówił i zasalutowałam, cofając się.
Szatyn odprowadził mnie chamskim, a może raczej litościwym wzrokiem. Nadrobiłam całą odległość, jaką miałam do przebiegnięcia, robiąc kilka kółek na około parku. Czy nie jest przypadkiem, że dzisiejszego dnia wkurwia mnie tylko i wyłącznie płeć męska? Nie chcąc wracać do domu, postanowiłam zrobić jeszcze jedno okrążenie, co nie wyszło mi na dobre. Byłam już wyczerpana do końca, a pot ze mnie ciekł, przez co usiadłam na ławce i schowałam twarz w dłoniach, biorąc głębokie wdechy, by mój oddech się uspokoił.
-Za trzecim razem stawiasz kawę księżniczko-usłyszałam nad sobą. Słońce, które oświetlało moje ciało zostało zablokowane przez tego samego szatyna. Wkurzona podniosłam się do pozycji siedzącej i na niego spojrzałam.
-Czy ty mnie śledzisz?! Bo zobaczenie cię, było moim ostatnim życzeniem tego popierdolonego dnia!-on jakby niewzruszony moim tonem, usiadł obok na ławce, zginając jedną nogę w kolanie. Przyciągnął ją bliżej siebie, uśmiechając się. Mój nastrój go ewidentnie bawił.
-Jakbyś nie zauważyła, to też biegałem-odparł na moje pytanie.
-Ja mam przerwę, ale jak cię zobaczyłam, to mam jednak jeszcze siłę na bieganie-warknęłam w jego stronę, na co znowu usłyszałam ten jego śmiech pod nosem. Może i był przystojny, ale jak na razie miałam ochotę mu walnąć za to chamstwo.-Zniknij stąd.
-Mów, co się stało, a tu masz, żebyś się nie udusiła-wyciągnął w moją stronę rękę z butelką wody. Spojrzałam na niego, przygryzając wnętrze policzka.-Nie dosypałem niczego. Oryginalnie zamknięta.
-Nie jesteś śmieszny-wywarczałam, wyszarpując mu z ręki butelkę. Odkręciłam ją szybkim ruchem i zaczęłam pić. Gdy połowa butelki zrobiła się pusta, odłożyłam ją na bok, opierając się o ławkę.
-Nie jesteś stąd, prawda? Nie wiesz, kim jestem, bo nie byłabyś taka mądra.
-A mam się bać?-przerwałam mu.-Widocznie nie jesteś nikim ważnym.
-Zayn-uśmiechnął się.-Zayn Malik, teraz możesz mi jednak powiedzieć, dlaczego jesteś bliska płaczu.
-Nie chcę do cholery płakać! Wszyscy mnie dzisiaj wkurwiają i to wszystko! Nie jestem osobą, która od razu płacze, dobra! Jestem zwyczajnie wkurzona-zaczęłam wyrzucać z siebie na jednym tchu.-I powiedz mi, dlaczego miałabym ci powiedzieć jakikolwiek powód, skoro nawet cię nie znam?
-Bo tego chcę, a jak ja czegoś chcę, to się tak dzieje.
-Uświadom sobie, że nie jesteś Bogiem-warknęłam, wstając z ławki. Miałam dosyć tego Zayna, czy jak mu tam, jednak on dalej ciągnął temat, że od dawna nie widział tak pyskatej dziewczyny. Włożyłam po raz setny dzisiejszego dnia słuchawki do uszu, po czym poczułam, jak je wyciąga i wkłada do swojej kieszeni, razem z moim telefonem.-Oddaj mój telefon. Porąbało cię do końca?!
-Najpierw spiszę twój numer-zaśmiał się, wyciągając rękę w górę, żebym nie dosięgnęła. Dla mnie było to frustrujące, ale dla ludzi w parku wręcz komicznie, bo co chwila widziałam, że ktoś się śmieje lub uśmiecha pod nosem. Odpuściłam, tracąc jakąkolwiek energię i bezradnie czekałam, aż odda mi telefon.-Dzięki Em. Nie chciałbym cię martwić, ale już wiem, że jesteś moja.
Wzięłam z jego ręki swój telefon, widząc cwaniacki uśmieszek chłopaka. Przestanę wychodzić z pokoju i może wtedy nikt nie będzie mnie denerwował. Wróciłam do swojego domu, tracąc wiarę w ludzi. Gorzej już po prostu nie może być. Miałam iść pobiegać, by odwrócić myśli od tego, co się dzieje w domu, a tu znowu napotykam kolejny problem.