niedziela, 2 października 2016

Rozdział 3

Zayn zmusił mnie do kolejnego spotkania, mimo że starałam się z nim nie kontaktować w żaden sposób. Jeżeli ten zapatrzony w siebie dupek myśli, że mu odpuszczę, to się bardzo myli. Będę go spławiała, aż sobie da spokój. Wyszłam przed dom i przeszłam kawałek dalej, by nikt nie widział, z kim tak naprawdę jadę. Oficjalna wersja to nocowanie u Alex, bo jedynie jej ufam, że mnie nie wyda. Wrzuciłam swój telefon do kieszeni i odwróciłam się, po czym zobaczyłam, jak czarne auto staje obok mnie. Wsiadłam do środka, od razu myśląc o wyjściu i powrocie do domu, bo już sama obecność Zayna mnie rozprasza.
-Cześć, piękna-Zayn ukazał rząd białych zębów, patrząc na mnie. Nie odpowiedziałam nic, tylko zapięłam pas i po usadowieniu się spojrzałam przed siebie, starając się uspokoić oddech.-Nie jesteś taka pewna jak ostatnio-zaśmiał się.
-Wolę Cię spławiać, niż słyszeć wyzwiska i czekać na to, jak mnie uderzysz.
-Jak zasłużysz, to czemu się dziwić.
-Czym sobie do cholery zasłużę?!-zdenerwowałam się, przenosząc spojrzenie na chłopaka.-Tym, że uczepiłeś się i nie chcesz dać mi spokoju, czy tym że mam dosyć problemów na głowie?!
-Nie chcesz mówić, to nie wiem, jak pomóc.
-W niczym mi nie pomożesz, jedynie pogorszysz sytuację-warknęłam, podpierając głowę.
Siedząc w ciszy, przypomniałam sobie, jak Zayn pytał o Lucasa i zakazał się z nim spotykać. Milion pytań, na które nie otrzymam odpowiedzi, ale w sumie warto spróbować. Odchrząknęłam, zwracając tym samym na siebie uwagę chłopaka, który dotychczas skupiał się na drodze.
-Skąd znasz Lucasa?
-Nie znam go. Sama mi o nim powiedziałaś.
-Mógłbyś mnie nie okłamywać?!-spytałam.
-Nie okłamuję...
-Zayn!-krzyknęłam, powodując tym samym to, że Zayn zatrzymał auto i odwrócił się w moją stronę. Zapomniałam, że nie powinnam się na niego wydzierać. Szatyn wziął wdech, patrząc na mnie. 
-Słuchaj mała suko, krzyczenie na mnie, to najgorsza rzecz jaką teraz zrobiłaś.
-Nie nazywaj mnie tak-wydukałam, starając się nie okazywać strachu.
-Lucas jest kuzynem jednego z moich przyjaciół, który wraca za jakiś czas do Londynu-zaczął, nadal wbijając we mnie swoje spojrzenie.-Nie waż się nic wymyślić, bo następny przystanek nie skończy się dobrze-w czasie gdy szatyn znów ruszył, uspokoiłam się i znów zaczęłam normalnie rozmawiać.
-Dlaczego mam się z nim nie spotykać?
-Bo nie chcę, żeby w Twoim towarzystwie kręcili się faceci.
-Nie jestem Twoja-powtórzyłam po raz setny, odkąd znam Zayna i zobaczyłam, jak znów zaczyna się śmiać, jednocześnie, przygryzając wargę. Dupek, ale seksowny dupek.
-Nie powiedziałem, że jesteś moja-zaznaczył, wprawiając mnie w zakłopotanie.-Ale to równa się z tym, że nikt inny też nie może Cię mieć, Em.
-Dobra, skończ-westchnęłam.-Wiesz, że Marcin jest frajerem?!
-Co?-szatyn zmarszczył brwi, spoglądając na mnie tylko co jakiś czas, by skupić się głównie na drodze. Przewróciłam oczami, wiedząc, że ten dzień się dobrze nie skończy.
-Jajco, słyszałeś, co powiedziałam. Nie znasz go.
-Zaraz się zsikam ze śmiechu. Wmawiasz mi, że nie znam swojego przyjaciela i jednocześnie jesteś kolejną zasraną osobą, która ocenia innych, słysząc miliony plotek.
-Wiesz, kim on jest?-poczułam w sobie nagły przypływ odwagi i skręciłam trochę swoje ciało, by widzieć lepiej Zayna. W tym samym czasie co stanął na jakiejś polanie, ja czułam, że teraz nic mnie nie zatrzyma, żeby powiedzieć, co myślę.-Jest dupkiem, który nie liczy się z uczuciami innych. Myśli, że każdy będzie latał za nim i robił to, co on chce. Nie szanuje swoich dziewczyn, zdradza je i cieszy się, że one nadal na niego lecą, bo są w nim ślepo zakochane. Ponad to bije kobiety, ćpa i stara się tym wszystkim zniszczyć każdą osobę. Jest frajerem, debilem, bezwartościową osobą!-powiedziałam, po czym wyszłam z samochodu szybciej, niż miałam w planach.
Szatyn postąpił podobnie do mnie, ponieważ zatrzasnął drzwi ze swojej strony i w ułamku sekundy znalazł się przy mnie. Przełknęłam ślinę, czując jego oddech na swojej szyi, aż w pewnym momencie ręką Zayna ścisnęła moje policzki.
-Ciesz się, że oni tu są i wszystko by słyszeli, bo tylko to Cię ratuje, od wpierdzielenia Ci na goły tyłek, który chętnie bym przeleciał-wyrzucił z siebie, zaciskając zęby.-Spotkasz się z Marcinem i powiesz mu,
co mówiłaś teraz, a kara za to i tak Cię nie ominie.
Zayn puścił moją twarz, agresywnie splatając nasze ręce i chcąc czy nie, zostałam pociągnięta w stronę kilku osób. Z Malikiem przywitali się od razu, jednak na mnie patrzyli podejrzliwym wzrokiem. Jeszcze tego mi brakowało, żebym czuła na sobie kilka par oczu, z których kipi wrogość. Chłopak przedstawił mnie, po czym rzuciłam krótkie ''Hej'' i rozejrzałam się, gdzie jest wolne miejsce. Było jedno, jednak znajdowało się obok bruneta, który patrzył na mnie niechętnie, więc stwierdziłam, że najlepiej będzie zająć miejsce obok Zayna, któremu akurat w tym gronie ufam najbardziej.
-Chcesz?-chłopak z blond włosami podał mi butelkę z piwem, na co pokiwałam przecząco głową.-Udajesz grzeczną?-uniósł brwi.-Czy Zayn zmienił gust?
-Nie, po prostu nie chcę-odparłam, ale gdy poczułam uścisk dłoni Zayna w pasie, złagodziłam wyraz twarzy. Chłopak odezwał się, by zmienić temat i odsunąć chłopaków od mojej osoby, za co mogłam mu chociaż trochę dziękować. Tak czy siak wszystko prysło w ciągu kilku minut, bo mimo że nie zwracałam na siebie uwagi, brunet siedzący naprzeciw mnie, musiał się odezwać.
-I jak tam Zayn? Powiedziałeś już jej, jakie są zasady bycia z Tobą?
-Po części-rzucił, po czym wziął łyk piwa z butelki.
-A o tym że nas ma też szanować? Bo jak nie, to mogę ją wytresować jak psa-zaakcentował ostatnie słowo, specjalnie na mnie patrząc. Moja ręka zacisnęła się w piąstkę, która miała spotkać się z twarzą chłopaka, jednak wiedziałam, że Zayn będzie zły i się pochamowałam.
-Odwal się ode mnie, co?!-wtrąciłam się.-Chcesz się bawić w tresera, to kup sobie zwierzę, a nie będziesz mnie obrażał. Za kogo się uważasz?!
-Em, uspokój się-mruknął Zayn.
-Nie! Ja nawet nie jestem Twoją dziewczyną, a oni pozwalają sobie na obrażanie mnie. Nie będziesz ze mną człowieku, nie w tym świecie! Nie zmusisz mnie do tego w żaden sposób...
-Właśnie widzę, jak sobie radzisz-skwitował Liam.-Dziewczyna Tobą rządzi. Brawo.
Chłopaki dosłownie zaczęli się nabijać z Zayna, a ja dalej siedziałam zła na swoim miejscu. To wszystko jest po prostu śmieszne, takie rzeczy mają miejsce w filmach, ale nie w prawdziwym życiu. Słysząc co jakiś czas, jak Louis dalej próbuje dogryźć Zaynowi, zrobiło mi się głupio, że tak mu dogadałam i postanowiłam go obronić.
-Mógłbyś się zając sobą? On przynajmniej się stara, a Ciebie podejrzewam o bycie pedałem.
-Nie przeginaj-mruknął, mając wszystko w głębokim poszanowaniu.
-Kto mi zabroni?-uśmiechnęłam się.-Ty?
-Chcesz się przekonać?-chłopak gwałtownie wstał, wyrzucając szklaną butelkę, która rozbiła się o ziemię. Zatkało mnie, bo nie spodziewałam się, że on zareaguje w ten sposób.
Louis stał już praktycznie przede mną, napinając mięśnie, co powodowało, że zdawał się jeszcze większy, niż jest w rzeczywistości. Nie wiem dlaczego, ale złapałam odruchowo rękę Zayna i pociągnęłam go przed siebie, powodując tym samym śmiech reszty.
-Dobra, zostaw ją-chłopak wstał i stanął między nami.-To początek, nauczy się. Już miała dzisiaj jedną lekcje, prawda?-Zayn spojrzał na mnie, na co pokiwałam głową, spoglądając raz na niego raz na Lou.
Tomlinson uśmiechnął się zwycięsko i wrócił na swoje miejsce, nadal patrząc na mnie zabójczym spojrzeniem. Chciałam wrócić do domu, żeby schować się ciepłym łóżku, gdzie czułam się bezpiecznie, jednak w tej chwili jedyne co mogłam zrobić, to przysunąć się bliżej Malika. 
-Wiesz, że bardzo pogorszyłaś swoją sytuację?-spytał tak, bym tylko ja słyszała.
Wzdrygnęłam ramionami, nie wiedząc już, jak mam zareagować i oparłam głowę o jego ramię, czując zmęczenie nie tyle fizyczne, co psychiczne. Gdy minęła kolejna godzina, a reszta była już trochę wstawiona, Zayn wstał i pociągnął mnie za sobą. Poczułam gulę w gardle. Pożegnanie znaczy, że zaraz będę sam na sam z szatynem, a znaczy to tyle, że nie wrócę do domu żywa. Powoli zaczęłam kierować się w stronę samochodu, czując za sobą obecność Zayna. Już teraz chciało mi się płakać, a najgorsze miało dopiero nadejść. Wsiadłam do środka, czując, jak skręca mi się żołądek.
-Dam Ci trochę czasu-przemówił, wkładając kluczyki do stacyjki.-Ale do domu już nie wrócisz.
W chwili gdy skończył mówić, usłyszałam charakterystyczne kliknięcie i zobaczyłam, jak drzwi się zamykają. Szarpnęłam za klamkę, jednak nie ustąpiły, przez co napadał mnie fala paniki. Szarpnęłam drugi raz-i znowu nic. Droga miała trwać wiecznie i co najważniejsze w stronę mojego domu, lecz tak szybko jak zobaczyłam go na horyzoncie, tak szybko go minęliśmy. Pisnęłam coś pod nosem, po czym spojrzałam błagalnym wzrokiem na Zayna.
-Odwieź mnie do domu! Proszę.
-Myślisz, że po tym co zrobiłaś, ja Ci odpuszczę? Teraz zobaczysz, że prawda jest gorsza, niż ta którą wciskał Ci Lucas-spokój w jego głosie był jeszcze gorszy, niż wrzaski czy wyzwiska.
-Zayn ja Cię przepraszam-powiedziałam panicznie.-Nie zrobię już nic, co nie będzie Ci się podobało, ale odwieź mnie do domu. Przyrzekam-zaczęłam błagać. Serce biło mi pięć razy szybciej, a ciało domagało się więcej tlenu, co doprowadziło do najbardziej porąbanego pomysłu na świecie. Zayn zatrzymał się na ulicy, na której zapewne mieszka i spojrzał na mnie, żeby coś powiedzieć, jednak ja zamiast go wysłuchać, pocałowałam go. Był zaskoczony, więc po chwili się odsunęłam z dziwnym uczuciem. Nadal utrzymując twarz blisko twarzy Zayna, patrzyłam prosto w jego oczy, które szukały odpowiedzi na to, co się przed chwilą wydarzyło.
-Zmuszanie się do pocałowania mnie wcale Ci nie pomogło. Wyjeżdżam na trzy dni i mnie nie będzie w Londynie, co nie znaczy, że nie dowiem się, co robiłaś. Jeśli przez ten czas nic nie zrobisz, ostatni raz Ci odpuszczę. Jeśli odwalisz jedną najmniejszą rzecz, to załatwię to po swojemu.
Nie słuchałam już ani jednego słowa, które opuszczało jego usta, bo moją głowę zaprzątał pocałunek. Zrobiłam to specjalnie, żeby wzbudzić w nim litość, ale odkąd się od niego odsunęłam, mam pustkę w głowie. Wysiadłam z samochodu nadal trochę roztrzęsiona, po czym od razu poszłam do swojego pokoju, z którego przeszłam do łazienki. Cudem uniknęłam kary za moją czasem udawaną odwagę, a teraz zamiast się cieszyć, czuję jakby...Woda zleciała strumieniem na moje ciało, trochę mnie budząc. Nie chciało mi się brać długiej kąpieli, więc szybko się namydliłam, opłukałam i wyszłam spod prysznica, by się wysuszyć i ubrać w piżamę. Gotowa położyłam się na łóżku, naciągając na siebie kołdrę. Zayna nie będzie przez trzy dni, przytulanie się do niego i pocałunek było wymuszone, a ja jedyne co teraz powinnam czuć, to szczęście, że mam całe siedemdziesiąt dwie godziny spokoju. Co jest najgorsze? Że wcale nie czuję tego szczęścia.





Zayn POV* (trzy dni później)
Em za każdym razem intryguje mnie coraz bardziej. Ta dziewczyna boi się przyznać do tego, co czuje i nie chce się otworzyć, a najbardziej denerwuje mnie to, że jednocześnie nie chce powiedzieć, co się dzieje. Zakochałem się w niej, a ten błądzący wzrok po naszym pocałunku dał mi pewność, że nie mogę się poddać. Może nie powinienem tak ją zastraszać, ale z drugiej strony inaczej nie chce ze mną rozmawiać. Te trzy dni które spędziłem z dala od niej, dały mi do myślenia i właściwie nie wiem już, co mam zrobić.
-Idę zobaczyć się z Samem, idziesz ze mną?
-Pewnie-odparłem Harremu, po czym spojrzałem ostatni raz za okno samolotu i wstałem, by powoli przygotować się do opuszczenia swojego miejsca.
Kilka minut później maszyna wylądowała na pasie i mogłem zanieść swoje torby do samochodu, który czekał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłem. Wsiadłem do niego, po czym pojechałem prosto za Stylesem, który umówił nas na spotkanie z Samem. Sam jest handlarzem narkotyków, którego zna chyba każdy, kto jest w to wplątany. Ja znam go od kilku lat i z pewnością mogę powiedzieć że nie ma lepszego szefa niż on. Szanuje każdego, kto dla niego robi, mimo że jest jedną z najmłodszych osób w swoim gronie.
-Siemka-rzuciłem, wchodząc do jego pokoju, gdzie potrafił przesiadywać godzinami.
-Zayn i Harry!-uśmiechnął się, po czym do nas podszedł i uścisnął po męsku.-Słyszałem, że chodzisz wszędzie z jakąś laską. Nie mów, że masz kolejną od...
-Nie. Ta by mu na to nie pozwoliła-zaśmiał się lokowaty i opadł na krzesło. Wymienili z Samem porozumiewawcze spojrzenie i wiedziałem, że Harry zaraz powie coś, nad czym nawet nie pomyśli. Nim jednak zdążył otworzyć usta, Sam zaczął się cicho śmiać.
-Pierwszy raz dziewczyna nie chce Cię słuchać, co?-wzdrygnąłem ramionami.-Wiesz, rada na przyszłość...one nie są od rozkazywania i pomiatania. Odpuść swoją durną zasadę.
-A jeśli on nie chce?-wtrącił Styles.
-To jej nie kochasz. Jakbyś kochał, to byś nie chciał zdradzać, więc ją zostaw w spokoju.
Skrzywiłem się, wiedząc, że z Samem w tym temacie się nie dogadasz. Chłopak ma jedną dziewczynę od dawna i nawet nie myśli o tym, żeby kiedykolwiek spojrzeć na inną, a gdzie tu mówić o zdradzie. W mojej sytuacji nie chodzi o to, że Em powinna się mnie słuchać, jakby była moim psem, ale nie chcę, żeby robiła, co chce, zwłaszcza, że zna się z Lucasem, którego nienawidzę. Zrobi wszystko, żeby mi dowalić, a ja nie pozwolę, żeby zabrał mi Em.
-Zapewne dawno żaden z was nic nie brał, w sumie to tak jak ja, ale...-chłopak na chwilę przerwał, po czym wysunął szufladę i wyjął z niej małą foliową saszetkę.-Wiem, że raz na jakiś czas możecie.
-Nie, dzięki. W ostatnim czasie agresja mi nie jest potrzebna-powiedziałem, jednak im dłużej Sam i Harry namawiali mnie, żebym wziął chociaż trochę, tym bardziej się poddawałem.
W końcu rozsypałem cienki pasek na stole i po tym jak zwinąłem banknot w rurkę, tak jak robią to w filmach, wszystko wciągnąłem. To samo stało się z kolejną dawką, a ja z minuty na minutę czułem, że muszę przestać, więc odsunąłem się od nich i usiadłem trochę dalej, żeby zrobić sobie przerwę.
-Więc Zayn, ładna ta Twoja dziewczyna?
-Piękna-poprawiłem go.
-Czasem mógłbyś ją pożyczyć-zażartował Harry i mimo że normalnie już by dostał, pod wpływem narkotyku zacząłem się tylko śmiać.-Jest cholernie ładna-dodał.
Reszta rozmowy była o niczym, bo nie miałem na to siły. Czekałem tylko, aż trochę się ogarnę i będę mógł wrócić do swojego domu, jednak nim zdążyłem ochłonąć Harry zerwał się z miejsca i wyszedł. Wybiegłem za nim, wiedząc, że chłopak chce wsiąść do samochodu, a w takim stanie nie zajedzie za daleko. Złapałem go w ostatniej chwili, szarpiąc za rękę do tyłu.
-Idziemy pieszo.
-Co kurwa?!-podniósł głos.-Chcesz, to idź.
-Nie denerwuj mnie Styles, tylko się rusz-pchnąłem chłopaka, po czym zobaczyłem, jak leci na ziemię. Nie był to za dobry pomysł. Przewróciłem oczami, wyciągając rękę w jego stronę. Złapał ją, podniósł się, po czym otrzepał rzeczy i wkurzony ruszył przed siebie.
Czułem się źle, nie powinienem niczego zażywać, bo wiem, jak skończyło się to ostatnio. Czasu nie cofnę, a teraz muszę w męczarniach wracać do domu, odróżniając to, co widzę na serio, a to co migocze mi przed oczami. Przeczesałem włosy, skręcając w jedną z ulic, która była dość pusta zapewne z powodu późnej godziny, gdy Harry gwałtownie się zatrzymał.
-Zayn, chyba jestem niedorozwinięty, ale czy to nie jest Em?-spytał, kiwając głową za mnie.
Odwróciłem się i spojrzałem na sklepy, gdy zobaczyłem dziewczynę, która stała przed pizzerią i uśmiechała się do osoby, która wychodziła ze środka. Gdy zobaczyłem, kim jest ta osoba, zmarszczyłem brwi. Nie dość, że był to facet, to jeszcze na dodatek okazał się Lucasem. Nie zwracając uwagi na Harrego, ruszyłem w ich stronę. Nie byłem wściekły, chciałem tylko ją zabrać, jednak gdy chłopak przytulił ją do siebie, poczułem zazdrość i wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Em widząc, że do nich idę, uśmiechnęła się, na co nie zwróciłem nawet uwagi. Przeszedłem obok niej i popchnąłem Lucasa na ścianę, ciesząc się z tego, że nikt mi w niczym nie przeszkodzi.
-On coś ćpał-powiedział, patrząc na Em, co wywołało u mnie uśmiech.
-Zayn, proszę Cię, zostaw go. Przecież nic nie zrobił.
-Ile razy mówiłem, że on ma się do Ciebie nie zbliżać-warknąłem, trzymając Lucasa przy ścianie.-Wiesz, że teraz mógłbym zrobić z Tobą, co chcę?-chłopak szarpnął się, przez co jeszcze bardziej go przydusiłem.
-Pokaż jej, jaki jesteś. Pokaż, jak ją zbijesz-sprowokował mnie.
Zacisnąłem dłoń w pięść i wymierzyłem mu cios, przez co zatoczył się, łapiąc za szczękę. Ja w tym czasie złapałem jedynie rękę Em, ciągnąc ją za sobą. Dziewczyna kilka razy obejrzała się za siebie, aż w końcu przestała i wyprzedziła mnie, by zastąpić mi drogę.
-Dlaczego go uderzyłeś?
-Bo jestem frajerem, któremu się to podoba. Nie słyszałaś?
-Zayn...-jęknęła, tracąc cierpliwość.
-Nie ma, Zayna. A ty przypomnij sobie, co mówiłem, nim sobie pojechałem.
 Przez złość, która mną panowała, zamiast spokojnie iść prawie biegłem. Już nie czułem zmęczenia, nie czułem niczego, tylko miałem chęć odegrać się na Em. Dziewczyna nie szła już tak pewnie jak wcześniej, tylko utrzymywała małą przerwę między nami, starając się utrzymać moje tempo. Specjalnie nie zwolniłem ani razu na nią nie patrząc. Gdy byliśmy już na miejscu, dziewczyna stanęła i spojrzała na ogród, wahając się przed zrobieniem kolejnych kroków.
-Idziesz, czy mam Cię wnieść?!
Em niepewnie przeszła obok mnie i pierwsza weszła do środka, a ja zaraz za nią. Przeciągnąłem bluzę przez głowę i rzuciłem ją w kąt, po czym tak samo odrzuciłem buty. Brunetka w tym czasie obserwowała moje ruchy, nie odzywając się, co prawdopodobnie ratowało jej skórę. Pokazałem jej, gdzie jest mój pokój, by mogła tam iść i po krótkiej chwili dołączyłem do niej.
-Dlaczego jesteś z nim tak blisko, jednocześnie będąc ze mną?!-od samego początku zacząłem krzyczeć, żeby zrozumiała, w jakiej jest sytuacji.
-Bo nie jesteśmy razem-powiedziała cicho.-Nic mnie z nim nie łączy.
-Jasne-parsknąłem.-Mama Cię nie nauczyła, że się nie kłamie?!
-To było przyjacielskie pożegnanie, Zayn-zarzekła się.
Moim pierwszym odruchem było kopnięcie krzesła, które odbiło się od ściany. Noga zaczęła pulsować, co jeszcze bardziej mnie nakręcało i wkurzało. Em spojrzała na mnie wystraszona i cofnęła się, przez co poczułem, że mam władzę. Najgorsze połączenie, gdy jestem naćpany. Pokonałem odległość, która nas dzieliła i od tak wbiłem się w jej usta, nie zwracając uwagi na protesty z jej strony.
-Spierdalaj!-warknęła, uderzając mnie w klatkę.
-Nie przeklinaj i nie podnoś na mnie ręki-wycedziłem, nadal trzymając dziewczynę przy sobie.
Nim Em zdołała się zorientować, przeciągnąłem jej bluzkę przez głowę i ciało dziewczyny pchnąłem na łóżko. Jak mogłem się spodziewać, szarpała się, nadal rzucając w moją stronę setki przekleństw, co bardziej bawiło, niż zniechęcało. Uśmiechnąłem się, całując jej dekolt, gdy ta dalej ze mną walczyła.
-Zayn, weź przestań się wydurniać!
-Obiecałem Ci to, byłaś niegrzeczna-powiedziałem.
Jej opieranie się nie trwało długo, bo w końcu widząc, że ze mną nie wygra, opadła na poduszkę i zobaczyłem pierwszą łzę na jej policzku, a za nią kilka kolejnych. Spojrzałem w jej oczy, które śledziły moje ruchy i nie widziałem już żadnej złości, tylko sam strach. Uśmiechnięty, odpiąłem jej spodnie, po czym rzuciłem za łóżko, zostawiają ciało dziewczyny w samej bieliźnie. Oddech Em zaczął przyspieszać z każdą chwilą, w której znowu się do niej zbliżałem.
-Wiesz, co Ci teraz powiem?-szepnąłem, ścierając jej łzy z policzków.-Że na to czekałem od samego początku. Aż przestaniesz się opierać i udawać odważną, a pokażesz, że się boisz.
-Daj mi odejść, przepraszam za to z Lucasem, ale nie rób mi tego, nie jestem gotowa-załkała.
-Jesteś głupia-skwitowałem, wstając z łóżka. Sięgnąłem jej T-shirt i klękając obok dziewczyny, narzuciłem znów na jej ciało.-Jeśli myślałaś, że Cię zgwałcę, to jesteś zwyczajnie głupia. 
Em spojrzała na mnie z nieufnością i podciągnęła kołdrę do pasa, żeby zakryć nogi. Nim cokolwiek zrobiłem, odczekałem, aż dziewczyna się uspokoi, bym mógł ją przytulić.
-Nigdy Cię źle nie dotknę, jeśli nie będziesz tego chciała, rozumiesz?-powiedziałem.-Jestem jaki jestem, ale nie zgwałcę kobiety, bo to niszczenie jej życia, zwłaszcza psychicznego.
-Jesteś naćpany, możesz zrobić wszystko.
-Jestem, ale nie w takim stopniu, żeby Cię krzywdzić.
Położyłem się na swojej połowie łóżka, po czym objąłem Em, która czując, że nic już nie zrobi, pozwoliła się przytulić. Obudziłem się rano, leżąc na boku, ale ból głowy, który mi doskwierał, spowodował, że zatopiłem twarz w poduszce. Nie pamiętałem nic z wczorajszego wieczoru, byłem u Sama i to na tyle. Powoli usiadłem na brzegu łóżka, po czym spojrzałem na pokój. W ścianie było małe wgnieceni, a rozwalone krzesło leżało na podłodze. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem, że Em leży zwinięta w kłębek.
-Nie-szepnąłem do siebie.-Em? Co Ci zrobiłem?
-Zostaw mnie-mruknęła, odsuwając się.
-Em, co się wczoraj stało? Zrobiłem Ci coś?-spytałem spanikowany, na co nie usłyszałem odpowiedzi.-Em, do jasnej cholery, wiem, że byłem naćpany, ale powiedz mi, czy coś Ci zrobiłem.
-Spotkałeś mnie i Lucasa na mieście, oskarżyłeś mnie o zdradzanie, zaciągnąłeś do domu, zwyzywałeś, pomiatałeś mną, rozebrałeś mnie, zmuszałeś do całowania i gdy w końcu się poddałam, usłyszałam, że tego chciałeś! Chciałeś, żebym przestała udawać odwagę i się Ciebie bała! Na koniec gdy zapłakana myślałam, że mnie zgwałcisz, od tak mi powiedziałeś, że chciałeś mnie tylko nastraszyć. To chciałeś usłyszeć?-krzyknęła z wyrzutem.
-Ja pierdolę, Em nie chciałem-jąkałem się, nie wiedząc, co jej powiedzieć.-Ja nie ćpam, zrobiłem to pierwszy raz od dawna i żałuję, że dałem się namówić.
-Nienawidzę Cię-wyrzuciła z siebie.-Odkąd Cię pocałowałam, coś się zmieniło. Zaczęłam inaczej o Tobie myśleć, zaczęłam się dobrze czuć z Tobą, gdzieś w środku się cieszyłam, że już wróciłeś, ale oczywiście jedyne co widziałeś to Lucasa i to żeby go pobić.
-Spierdoliłem wszystko, ale byłem naćpany, to się już nie powtórzy.
-Masz rację, bo odwozisz mnie do domu i już Cię nie chcę widzieć.
-Em...
-Zamknij się i mnie odwieź-powiedziała stanowczo.
Odpuściłem, w środku przezywając się od najgorszych. Co ja najlepszego zrobiłem? Zrezygnowany zszedłem na dół i po kilku minutach próśb udało mi się pożyczyć samochód od Liama. Em w tym czasie się ubrała, po czym zeszła po schodach, udając, że mnie nie widzi. Zasłużyłem sobie. W samochodzie żadne z nas nie odezwało się słowem, jednak gdy Em już chciała wyjść, złapałem ją w łokciu i na chwilę przytrzymałem.
-Mogę przyjechać? Porozmawiać, proszę.
-A kiedykolwiek potrzebujesz pozwolenia?-parsknęła i wyszła.
Odprowadziłem Em wzrokiem, mając nadzieję, że gdy tu wrócę, nie wywali mnie za drzwi i będzie chciała rozmawiać. Najchętniej już teraz bym ją przytulił, ale co mogę zrobić, skoro już spierdoliłem wszystko, co zdołałem zbudować.








CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Mamy trzeci rozdział, który mi kompletnie nie wyszedł. Widziałam go trochę inaczej, ale nie wiem czemu, jak cokolwiek napisałam, coś mi nie pasowało i usuwałam. W końcu postanowiłam nie przedłużać i dodać to, co tutaj wydusiłam. Przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy, które mogły się pojawić i mam nadzieję, że fabuła się podoba ;) Do zobaczenia.


6 komentarzy:

  1. Jak to nie wyszedł,jest świetny! Szkoda ze tak rzadko dodajesz :/ ale no warto czekac :D co do rozdzialu, Zayn rozwala wszystko, a Em powinna nadal go trzymac z dystansem :D/Larry69

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiłaś mnie tym ff. Dawno nie znalazłam takiego, które by mnie wciągnęło, a tobie udało się to już po trzech rozdziałach. Dobrze! Bardzo podobają mi się dobrani bohaterowie. Rozdziały trochę dłuższe i będzie idealnie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuuu już myślałam, że ją zgwałci. Masz szczęście. Kurcze, mam nadzieję, że następny rodział będzie już nie długo! ❤ Kisses

    OdpowiedzUsuń
  4. Jprdl, myslalam, ze on cos jej zrobi! Czekam na to, az pojawi sie Marcin, bo na bank cos namiesza.../BezIm

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja kolezanka polecila to ff i powiem Ci ze jest swietne *,* Zayn jest idiota, tak namieszal, ze szkoda slow. A Em pewnie teraz znowu bedzie miala go w dupie :/

    OdpowiedzUsuń
  6. ��������

    OdpowiedzUsuń